wtorek, 28 stycznia 2014

Rozdział 19

Lecieliśmy samolotem. Myślę, że jakeś pół drogi już za nami. Akurat była pora na posiłek. Stewardesy w samolocie były bardzo miłe. Nie mógłbym pracować tak jak one. Prawie całe życie w samolocie. Nagle zaczęło bardzo trząść. W samolocie wybuchła panika.
- Proszę zachować spokój i założyć maski. - Odparł jeden z pilotów.
Ludzie na pokładzie szybko przystosowali się do wydanych poleceń. Zapadła cisza. Było słychać jedynie szum powietrza który ocierał się o samolot. Wtem, wielki huk. Jeden z pasażerów wyjrzał przez okno.
- Pali się! Silnik się pali!
Znowu wielka panika. Czułem, że spadamy w dół. Złapałem Jeff mocno za rękę.
- Kocham cię. - To jedyne co zostało mi do powiedzenia.
Przyciągnęła mnie do siebie i pocałowała. Prawdopodobnie był to nasz ostatni pocałunek.
Przez okno widziałem, że coraz bliżej nam do ziemi. Zamknąłem oczy. Uderzyliśmy w ziemię...
 
Zerwałem się z łóżka. Oddychałem bardzo szybko. Tak jakbym przebiegł jakiś maraton. Jeff leżała obok mnie, cała i zdrowa. Byliśmy w jej domu.
- Liam, co się stało? - Zapytała zaspana.
Nie wiedziałem od którego momentu to był sen, a od którego rzeczywistość.
- Zadam ci trochę głupie pytanie.
- Dajesz.
- Byłaś w ciąży?
- Nie. Skąd ci to przyszło do głowy?
- Nie byłaś w szpitali? Ani nie uderzyłaś się w głowę?
- Nie.
- Czyli to tylko sen... - Powiedziałem kładąc się.
- Co ci się śniło. Aż tak źle?
- Masakra. Cała historia. Można by o tym napisać książkę.
- Opowiadaj. Chcę wiedzieć.
- Zaczęło się od tego, że byłaś w łazience...

*Pół godziny później*

- ...I gdy lecieliśmy samolotem silnik zaczął się palić. Zaczęliśmy spadać. Maszyna uderzyła w ziemię. No i wtedy się obudziłem.
- No to faktycznie dużo się wydarzyło. Nie martw się. Nic mi nie jest. - Odparła śmiejąc się.
Położyłem ją na łóżku i usiadłem na jej udach.
- No tak. To musiał być sen. Nie przeżyłbym takiej rozłąki. - Powiedziałem całując ją. Odwzajemniła mój pocałunek i jeszcze bardziej wpiła się w moje usta.
- Kocham cię. - Wyszeptała.
 
Czas leciał bardzo szybko. Dwa tygodnie, które miałem być u Jeff minęły jak z bicza strzelił. Jednak nadal u niej mieszkam. Jej mama nie miała nic przeciwko temu. Codziennie chodzimy razem do szkoły. Odrabiamy razem lekcje. Nareszcie mamy spokój od Conor'a. Przetrzymali go na policji kilka dni. Wydali nakaz przeniesienia go do innej szkoły. Teraz tam będą mieć z nim urwanie dupy. Heheh. Josh jeszcze na długo tu zostanie. Jego ciocia raz ma się lepiej, a raz gorzej. Prawie codziennie po szkole się widujemy. Zgrana z nas paczka. A właśnie. Co do nas. Czasami naprawdę waham się, czy to wszystko dzieję się na prawdę. Czy to nie czasem kolejny sen. Od momentu kiedy jestem z Jeff, wszystko stało się inne. Kolorowe. Weselsze. Nabrałem chęci do życia. Ona chyba też. To najwspanialsze co mnie w życiu spotkało. Oczywiście nie brakuje też kłótni. Ale tak to już jest w każdym związku. Kto wie co będzie dalej. Może za parę lat weźmiemy ślub. A może się rozstaniemy. Nie wiem. Ale wiem jedno. Jak na razie na pewno się na to nie zanosi.

KONIEC


---------------------------------------------------------------


Jak pewnie zauważyliście, jest to ostatni rozdział opowiadań dotyczących przygód Liam'a i Jeff. Oczywiście to nie koniec mojej działalności. Muszę zrobić sobie przerwę i wziąć się za naukę. W kwietniu czekają mnie egzaminy gimnazjalne, a chcę zdać je naprawdę dobrze. Będę zaglądać na bloga i dodawać posty np.: dotyczące chłopaków z 1D czy zdjęcia moich nowych bransoletek. Dlatego wchodźcie czasami, bo na tym nie koniec. Dziękuję za te wszystkie wspaniałe komentarze, które motywowały mnie do dalszej pracy. Chciałabym również podziękować za liczbę wyświetleń która w tej chwili wynosi prawie 9 000. Gdyby nie wy, nie osiągnęłabym tyle. Mam nadzieję, że niedługo razem dobijemy do 10 tysięcy. :)
 
Jeśli jesteście zainteresowani kolejnymi opowiadaniami i chcecie zostać poinformowani o ich dostępności, podawajcie w komentarzach linki bądź nazwy swoich kont np.:
~ Twitter,
~ Facebook,
~ E-mail.
Od razu informuję, że nie posiadam konta na Ask.fm. :)

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Rozdział 18

W końcu koniec szkoły. Jutro mam samolot do Philadelphii. Było w miarę dobrze. Jakoś się trzymałem. Nie które dni mijały bardzo szybko, ale niektóre dłużyły się jak cholera. Czasami dopadało mnie również przygnębienie. Że jej nie znajdę albo że coś jej się stało. Ostatni raz kontaktowałem się z nią prawie rok temu. Nie wiem czy nadal mieszka pod adresem, który mi podała, nie wiem czy w ogóle jest jeszcze w Ameryce. Nie wiem w sumie nic, ale nadal wierzę, że ją znajdę.

*Następnego dnia*

Pakuję ostatnie walizki do auta. Tata zawiezie mnie na lotnisko.
- Trzymaj się Liam. Znajdź ją. Życzę ci powiedzenia. - Powiedziała mama przytulając mnie.
- Dzięki mamo. Kocham cię. - Odparłem.
Pożegnałem się jeszcze z siostrami i wyszedłem z domu. Jakieś 20 minut później byliśmy na miejscu. Chwyciłem walizki i skierowałem się w stronę terminalu.
- Liam. Trzymaj się. Powodzenia.
- Dzięki. - Odparłem i wszedłem do środka.
Po jakiś 15 minutach wszedłem na pokład samolotu. Był ogromny. Pierwszy raz w życiu lecę samolotem. Trochę się boję, bo nieraz słyszy się o jakiś katastrofach lotniczych, ale mam nadzieję, że tym razem nic się nie stanie.

*6 godzin później*

Lądujemy. Trochę trzęsie, ale da się wytrzymać. Postawiłem stopy na ziemi. Amerykańskiej ziemi. Byłem bardzo przejęty, ale i zdenerwowany zarazem. Byłem już blisko. Po opuszczeniu lotniska skierowałem się do kiosku, który rzucił mi się w oczy. Kupiłem mapę miasta. Zlokalizowałem swoje położenie i adres gdzie rzekomo mieszka Jeff. Było to po drugiej stronie rzeki, jakieś kilka kilometrów stąd. Złapałem taksówkę. Po kilku minutach byłem na miejscu. Stanąłem przed kamienicą. Numer 28. Byłem tak blisko. Czekałem na ten moment 9 miesięcy. Wziąłem głęboki oddech i wszedłem do środka. Teraz schodami w górę. Mieszkanie numer 2, 3...16 i 17. Miałem wrażenie, że śnię. Zapukałem. Otworzyła mi jakaś kobieta.
- Dzień dobry. Mieszka tu Jeffrey Morgan. Zastałem ją może?
- Przykro mi, ale nie. Wyprowadzili się jakieś 5 miesięcy temu.
- Aha. A nie wie panie gdzie?
- Niestety nie.
- Dziękuję i przepraszam.
- Nie ma za co. - Uśmiechnęła się i zamknęła drzwi.
No tak. Czułem, że tak będzie. Nie mogła tu mieszkać bo wszystko byłoby zbyt łatwe. Opuściłem budynek. Spojrzałem na mapę. Szpital. W mieście są dwa. W którymś na pewno leżał jej ojciec. Pierwszy był jakieś 8 przecznic stąd. Ruszyłem w drogę ciągnąc za sobą walizkę. Nie rezerwowałem żadnego pokoju bo byłem pewien, że znajdę ją w tym domu. To był błąd.

*Kilka minut później*

- Przepraszam. Mam pytanie. Czy w tym szpitalu leżał pan James Morgan?
- Tak, ale jakieś 7 miesięcy temu zmarł. Przykro mi.
- Dziękuję za informację. Do widzenia.
Wyszedłem przed budynek. Kolejny trop zgubiony. Trzeba będzie obejść całe miasto.

*8 godzin później*

Było ciemno. Traciłem już nadzieję, że ją znajdę. Nie wiem nawet czy ona żyje. Skierowałem się w stronę rzeki. Po drodze przechodziłem obok kamienicy 28. Łzy naszły do moich oczu. Usiadłem nad brzegiem wody. Wiatr był tu większy niż w centrum miasta. Uroniłem kilka łez, które spadły na piasek. Wtem coś uderzyło mnie w twarz. Poleciało dalej, ale byłem ciekawy co to. Pobiegłem. Zatrzymało się na gałęzi. Jakaś kartka. Wziąłem ją w dłonie. Z jednej strony jakiś napis. Bardzo starty. Dostrzegłem jedynie kilka liter i dwa krzyżyki, a raczej dwie litery 'x'. Na odwrocie było zdjęcie. Również zamazane i bardzo niewyraźne. Jakieś dwie postacie. Nie widziałem dokładnie bo w ciemnościach trudno cokolwiek dostrzec. Ktoś musiał je zgubić. Rozejrzałem się dookoła. Daleko po drugiej stronie zauważyłem postać. Ścisnąłem zdjęcie w rękę i chwyciłem walizkę. Podszedłem pod zbocze, aby dotrzeć na most. Była tam latarnia. Stanąłem na moment, aby jeszcze raz przyjrzeć cię fotografii. Z tyłu pisało chyba 'forever'. Kojarzyłem to pismo. Odwróciłem kartkę. Chłopak i dziewczyna. Blond włosy. Jeansy. Zaraz. Przecież to Jeff! Ruszyłem spod latarni i po chwili byłem już po drugiej stronie. Cały czas krzyczałem.
- Jeff! Gdzie jesteś? Jeff!
Osoba, którą dostrzegłem kilka minut temu teraz stała. Byłem coraz bliżej.
- Kim jesteś? - Zapytała.
- Jeff! To ja! Liam!
- Liam?
Zaczęła biec w moją stronę.
- Liam!
Rzuciła się w moje ramiona.
- Liam. Znalazłeś mnie. Wiedziałam, że ci się uda. Kocham cię. Jezu, nie wierzę.
- Ja też! - Odparłem. Moja radość była nie do opisania. Pocałowałem ją. - Co z dzieckiem? Gdzie jest?
Uśmiech zszedł z jej twarzy.
- Liam, ja...
- Tylko nie mów, że je usunęłaś. Proszę cię Jeff.
- Nie to nie tak. 4 miesiące temu miałam wypadek. Poroniłam.
Zaczęła płakać.
- Nie płacz. Nic na to nie poradzimy. Dobrze, że ty jesteś cała i zdrowa. Dlaczego się wyprowadziliście?
- Gdy mój tata umarł, matka wszystko przepiła. Jakiś miesiąc później umarła. Od pół roku szwendam się po Philadelphii. - Zaczęła płakać jeszcze bardziej.
Usiadła bezradnie na piasku. Zająłem miejsce na przeciwko niej. Złapałem ją za ramiona.
- Bardzo mi przykro.
Wtuliłem ją w siebie.
- Nie płacz już. Teraz wszystko będzie dobrze. Wrócimy do UK...
- Liam. Nie wiem czy cokolwiek będzie dobrze. Wszystko jest do dupy. Całe moje życie. Czasami żałuję, że żyję.
- Nie mów tak. Proszę cię. Jesteś dla mnie wszystkim. Kocham cię.
Zmusiłem ją, żeby uniosła swoją spuszczoną głowę. Pocałowałem ją. Brakowało mi tego. Nikt nie całował tak wspaniale jak ona.
- Zapomniałem już jak smakujesz. - Odparłem uśmiechając się. - Idziemy? Musimy jakoś wrócić do domu.
Wyciągnąłem do niej rękę i pomogłem jej wstać. Chwyciliśmy za walizki i ruszyliśmy w stronę lotniska.
 
 
Przeczytałeś/łaś? - Skomentuj.
 
 
----------------------------------------------------------
 
 
Za 35 komentarzy wstawię kolejny rozdział. :)

Można komentować za pomocą: Konto Google, LiveJournal, WordPress, TypePad, AIM, OpenID, jak i anonimowo.

Rozdział 17

Wracałem do Wolverhampton. Na nogach. Byłem załamany. Nie chcę jej stracić. W sumie to już ją straciłem. Całą drogę płakałem. Nie mogłem tego powstrzymać. Wróciłem pod jej dom. Usiadłem pod drzwiami. Wspominałem. W tym domu tyle się wydarzyło. Pierwsze pocałunki... Nasz wspólny pierwszy raz... Nie miałem co tu robić. Wróciłem do domu. Wszedłem do środka.
- Boże Liam co się stało? - Zapytała się mój tata.
Przeszedłem bez słowa i skierowałem się do mojego pokoju. Byłem podłamany, ale wściekły jednocześnie. Z całej siły walnąłem w ścianę. Odpadło trochę tynku. Usiadłem na kanapie i schowałem twarz w dłonie. Do pokoju weszła moja mama.
- Liam, synku co się stało?
- Jeff... Ona...
- Coś z nią?
- Wyjechała do USA. Jej matka zabrała ją ze szpitala. Ona umrze. Jest zbyt słaba. - Płakałem jeszcze bardziej.
- Nie płacz. Wszystko się wyjaśni. Ona nie umrze. Nie myśl tak. To silna dziewczyna. Nie podda się tak szybko.

*Kilka godzin później*

Obudziłem się. Leżałem w swoim pokoju. Piekły mnie oczy. Pewnie od płaczu. Zerknąłem na telefon. 1 nieprzeczytana wiadomość.

Jestem w Philadelphii. Mieszkam na Pine Street
w jakimś budynku przy rzece. Numer domu to chyba 28.
Tak 28/17. Mam prywatnego lekarza.
Trochę mi lepiej. Kocham cię i tęsknię. Jeff.
P.S. To mój nowy numer.
 
Nie ukrywam ale skakałem z radości. Że żyje. Napisała. Wiem gdzie jest. Teraz tylko jakoś dostać się do USA. Czeka mnie poważna rozmowa z rodzicami. Poszedłem do salonu.
- I co? Lepiej już? - Zapytała mama.
- Właśnie o tym chcę porozmawiać. Gdzie Ruth i Nicole?
- Poszły do koleżanek. A co się stało?
- Jeff do mnie napisała.
- To wspaniale. Mówiłam ci, że przeżyje.
- Mam do was jedno, bardzo ważne pytanie. Mogę lecieć do Philadelphii?
- Co? Ale że teraz? Przecież nie możesz zostawić szkoły.
- Ale mamo. Ja ją kocham. Co być czuła gdyby zabrali ci tatę?
- No wiesz... Oczywiście, że bym za nim pojechała. Ale my jesteśmy starzy i mamy zapewnioną pracę. A przed tobą jeszcze całe życie.
- Ale... Ona... Ona jest w ciąży.
- No to jej załatwiłeś świetlaną przyszłość.
- Ale to nie moje dziecko. My zawsze się zabezpieczaliśmy. Zgwałcił ją. Taki jeden z naszej szkoły. To przez niego byłem w szpitalu.
- Boże Liam. Co ty mówisz.?
- Niestety ale to prawda. To jak. Mogę pojechać? Proszę was. Ona jest dla mnie wszystkim.
- Liam. Możesz pojechać, ale jak skończysz szkołę. To twoja ostania klasa. Chcemy, abyś poszedł na studia i znalazł dobrą pracę.
- Mamo...
- Nie Liam.
Wiedziałem, że nic nie da moje błaganie. Wróciłem do siebie. Musiałem do niej napisać. Powiedzieć jej wszystko.
 
Hej słonko. Ja też tęsknię. Próbowałem ubłagać moich rodziców,
żeby puścili mnie do Stanów. Żeby cię znaleźć.
Ale oni nie chcą się zgodzić. Powiedzieli, że będę mógł jechać za 9 miesięcy.
Po szkole. Chcą zapewnić mi dobrą przyszłość. Nawet trochę ich rozumiem.
Przepraszam cię Jeff. Robiłem co mogłem. Ale obiecuję, znajdę cię.
Nie wiem kiedy, jak i w jakich okolicznościach. Ale cię znajdę. Nie zawiodę cię.
 
Próbowałem powstrzymać łzy. Oczywiście cieszyłem się, że rodzice się zgodzili. Ale to przykre, że dopiero we wakacje. Przez ten czas może się tyle wydarzyć. No cóż, trzeba czekać. Tylko to mi pozostaje.
 
*Kilka godzin później*
 
SMS od Jeff. Znowu się ucieszyłem. Dla mnie SMS od niej to skarb.
 
Liam. Obawiam się, że to mój ostatni SMS do ciebie.
 Moja mama zabrania mi z tobą pisać. Powiedziała, że jutro zabierze mi telefon.
Wiem, że 9 miesięcy to dużo, ale nie tracę nadziei. Wiem, że mnie znajdziesz.
 Nie bój się. Nie usunę dziecka. Moja mama wszystko wie.
Trochę na mnie krzyczała, ale udało mi się. :) Czuję się coraz lepiej.
Myślę, że będzie dobrze. Brakuje mi ciebie. Tu nikogo nie ma.
 Całymi dniami siedzę sama. Od czasu do czasu zajrzy do mnie lekarz.
 Matka siedzi cały czas u ojca. Jedyne co mi zostało to nasze wspólne zdjęcie.
 To zrobione u mnie w domu. Po tej niezapomnianej nocy.
Cały czas trzymam je przy sercu. Kocham cię i czekam.
Bo wiem, że już niedługo znów będziemy razem.
 
Znowu płakałem. Tym razem to ze wzruszenia. Wierzyła tak samo mocno jak ja. Dzieliło mnie od niej tylko 9 miesięcy. No i kilka tysięcy kilometrów. 
 
 
Przeczytałeś/łaś? - Skomentuj.
 
 
--------------------------------------------------------------
 
 
Za 25 komentarzy wstawię kolejny rozdział. :)

Można komentować za pomocą: Konto Google, LiveJournal, WordPress, TypePad, AIM, OpenID, jak i anonimowo.

niedziela, 26 stycznia 2014

Rozdział 16

- Co? Po co ty wtedy z nim spałaś? Nie leżałabyś tu teraz.
- Liam, nie krzycz na mnie. To przez gwałt. Wtedy to zrobił. Ja... Ja usunę to dziecko. Ja nie dam sobie rady. Nie chce mieć nic wspólnego z Conor'em.
Wyszedłem bez słowa z sali.
- Liam! - Usłyszałem jeszcze. Poszedłem do parku i usiadłem na ławce. Muszę to przemyśleć.

*Oczami Jeffrey*

Leżałam bezradnie na łóżku. Nie mogłam nawet pobiec. Do sali weszła moja mama.
- Co ty tu robisz?
- Wracamy do USA. Tata jest chory. Musimy teraz przy nim być.
- Ale ja nie mogę. Nie chcę.
- Nie dyskutuj.
- Ale mamo... - Do moich oczu napłynęły łzy.
Odpięła wszystkie rurki, wsadziła mnie na wózek i wyprowadziła z sali.

*Oczami Liam'a*

Wstałem z ławki. Muszę jej powiedzieć. Ona nie może usuwać tego dziecka. To nie jego wina. Wychowam je jak swoje. Poszedłem pod salę. Łóżko było puste. Podbiegłem do pielęgniarki.
- Gdzie jest ta dziewczyna?
- A nie ma jej? - Pielęgniarka pobiegła do sali. Wybuchło zamieszanie. Szukali jej po cały szpitalu.
- Kurwa. - Pomyślałem. - Uciekła. Usunie ciążę. Co ze mnie za idiota. Po co ja wychodziłem. Usiadłem przy ścianie byłem bezradny. Ale zaraz, zadzwonię do niej.
- Jeff. Gdzie ty..
- Liam... - W jej głosie słyszałem płacz. Odezwała się jej matka. - Słuchaj. Ona nie chce z tobą gadać. To koniec.
- A co z dzieckiem?
- Nie ma żadnego dziecka. - Rzuciła i rozłączyła się.
To nie może być prawda. Wszystko przez jej matkę. To ona ją stąd zabrała.
Nic tu po mnie. Wybiegłem ze szpitala. Musiałem dobiec do jej domu. Jak najszybciej. Drzwi były zamknięte. Pukałem, dzwoniłem ile się dało. Nikogo nie było. Zadzwoniłem do niej. Znowu odebrała jej mama.
- Nie dzwoń więcej. Ona ma cię dosyć. Nie chce cię widzieć, ani z tobą gadać. - Rozłączyła się.
Usiadłem pod drzwiami. Schowałem głowę w kolana. Płakałem. Wtem zadzwonił mój telefon. To Jeff.
- Tak?
- Liam to ja. - Mówiła szeptem. - To nie jest tak. Ona kłamie. Zmyśla. Chce nas rozdzielić. Proszę zabierz mnie stąd.
- A gdzie jesteś?
- Na lotnisku w Birmingham. Ona chce mnie wywieźć do Stanów.
- Za ile macie samolot?
- Za jakieś pół godziny.
- Jeff..
- Tak, Liam?
- Gdybym nie zdążył, chcę ci powiedzieć, że bardzo cię kocham. I proszę cię, nie usuwaj tego dziecka. Ono nie zawiniło. Wychowam je jak swoje.
- Dobrze. Proszę cię. Przyjedź po mnie. Źle się czuję.
- Już jadę. Trzymaj się.
Rozłączyłem się i pobiegłem na przystanek. Akurat podjechał autobus. Byłem sam, dlatego poprosiłem kierowcę, żeby nie zatrzymywał się, tylko jechał prosto na lotnisko. Byłem już na miejscu. Wbiegłem do budynku. Spojrzałem na tablicę lotów. Terminal 4. Podążałem szerokim korytarze. Terminal 1, za chwilę 2, 3 i 4. Widziałem ją. Stała ledwo żywa. Opierała się o bagaże. Krzyczałem z całych sił. Zauważyła mnie. Podszedłem do niej. Rzuciła mi się w ramiona. Jej matki akurat nie było.
- Liam. Wiedziałam, że ci się uda. Ja nie chce lecieć. Kocham cię. Proszę zabierz mnie stąd.
Gdy chciałem się już oddalić, zatrzymała nas jej matka.
- Przepraszam Jeff, gdzie ty się wybierasz?
- Nie chce lecieć do USA. Chce zostać tutaj. Z Liam'em. Będziemy mieli dziecko.
- Co?! Czy wy w ogóle słyszysz co mówisz? Zostaw ją! - Krzyknęła do mnie.
- Jeśli nie pojedzie do szpitala, umrze.
Ona jednak to zignorowała. Zaczęła ją ciągnąć, za ubranie, włosy.
- Nie-ee!
Łzy napłynęły do moich oczu.
- Kocham cię. Nigdy o tobie nie zapomnę. - Wydusiła z siebie.
- Jeff... Znajdę cię. Wyślij mi adres. Znajdę cię.
Stałem jak słup. Nic nie mogłem zrobić. Oboje płakaliśmy. Widziałem ją jeszcze. Ale wkrótce zniknęła w tłumie.

 
Przeczytałeś/łaś? - Skomentuj.
 
 
--------------------------------------------------------------


Za 20 komentarzy wstawię kolejny rozdział. :)

Można komentować za pomocą: Konto Google, LiveJournal, WordPress, TypePad, AIM, OpenID, jak i anonimowo.

Rozdział 15

*Kilka dni później*

*Oczami Liam'a*

Była noc. 2, może 3 w nocy. Nie mogłem spać. Położyłem rękę obok mnie, aby sprawdzić czy Jeff śpi. Jej jednak nie było. Usiadłem na łóżku, przetarłem oczy i wyszedłem z pokoju. W łazience świeciło się światło.
- Jeff? Jesteś tam?
Nie odezwała się, jednak przez matową szybę widziałem jej postać.
- Jeff, co się dzieje?
Nadal nic. Nie mogłem do niej wejść bo zamknęła drzwi. Jedyne co zostało to je wywarzyć. Męczyłem się z nimi jakieś 20 minut. Leżała na ziemi. Od jej głowy uchodziła stróżka krwi.
- Jezu, Jeff. Ocknij się. Proszę.
Na nic moje prośby. Pobiegłem po telefon i zadzwoniłem po karetkę. Była po jakiś 5 minutach. Ubłagałem lekarzy, żeby z nią jechać. W szpitalu byłem do białego rana. Nie wiedziałem co się z nią dzieje. W jakim jest stanie. Nic. O jakiejś 9 podszedł do mnie lekarz.
- Pan czeka na Jeffrey Morgan?
- Tak. Co z nią?
- Jej stan jest słaby. Straciła dużo krwi. Całą noc szukaliśmy dawcy. Ma bardzo rzadką grupę. Dzwoniliśmy do wszystkich szpitali w okolicy. Jeśli w przeciągu godziny nie znajdziemy krwi do przetoczenia, umrze.
Do moich oczu napłynęły łzy.
- A ja? Dlaczego nie zapytaliście mnie?
- Jaką ma pan grupę?
- ABRh-
- Idzie pan ze mną.
Domyśliłem się, że będą mi pobierać krew. Byłem wściekły. W ciągu 6 godzin szukali dawcy, gdy cały czas byłem obok. Ja pierdole.

*15 minut później*

Siedziałem na korytarzu. Już po pobraniu krwi. Modliłem się, żeby ja uratowali. Od 7 godzin jej nie widziałem. Nie dopuszczałem myśli, że mogę ją stracić.

*Około godziny później*

Od 30 minut byłem na nogach. Coraz bardziej się denerwowałem. Z myśli wyrwał mnie głos lekarza.
- Panie Payne. Jej stan trochę się polepszył.
- Mogę do niej wejść?
- Jeszcze nie. Nadal ją badamy i kontrolujemy jej stan, który w każdej chwili może drastycznie ulec zmianie.
- Chociaż ją zobaczyć. Proszę.
- Dobrze. Chodźmy.
Doszliśmy do drzwi wielkiej sali. Było tam jedno łóżko, na którym leżała Jeff. Miała głowę owiniętą bandażem. Stało tam mnóstwo urządzeń. Jakieś kabelki. Rurki. Widać było, że jest słaba. Chciało mi się płakać. Może to przeze mnie teraz tu jest? Nie wiem. Ale mam nadzieję, że wkrótce się dowiem.
Była 11. Jeff nadal nie przytomna. Poszedłem do szpitalnej kawiarenki coś zjeść. Nie ukrywam. byłem głodny. Kupiłem sobie kilka batonów i wróciłem pod salę. Zajrzałem przez szybę w drzwiach. Nie było jej. Łóżka też. Z pomieszczenia wyszła pielęgniarka.
- Przepraszam? Gdzie jest ta dziewczyna?
- Przenieśli ją do innej sali. Chyba chcą ją wybudzić. Proszę za mną.
Wjechaliśmy na 3 piętro.
- Proszę tu poczekać. - Powiedziała i weszła do środka.
Przez szparę w drzwiach zauważyłem Jeff. Chyba się ruszyła. Mam nadzieję, że niedługo będę mógł do niej wejść.

*40 minut później*

- Panie Payne. Jeffrey właśnie się wybudza. Krew się przyjęła. Stan jest ustabilizowany. Ale podczas badań wykryliśmy coś jeszcze.
- Co? Proszę mi powiedzieć.
- Pańska dziewczyna... Jest w ciąży. Gratuluję. - Uśmiechnął się i wrócił do sali.
- Ale to nie.. Jak... Przecież... Nie.
Stałem jak wryty. Lekarze kilka razy powtarzali mi, że mogę do niej wejść. Przecież za każdym razem gdy uprawialiśmy seks, nie zapominaliśmy o zabezpieczeniu. W końcu wszedłem do środka.
- Hej Li. - Usłyszałem cienki i słaby głosik.
- Cześć Jeff. - Odrzekłem i złapałem ją za rękę.
Po policzku popłynęła mi łza.
- Czemu płaczesz?
- Nie wiem czy wiesz, ale...
- Tak?
- Jesteś w ciąży.
- Co? Ale... Jak? Przecież my zawsze...
- Nie wiem jak to możliwe. Zawsze tego pilnowaliśmy. Nie wiem. Na prawdę nie wiem.
Zapadła cisza. Oboje zastanawialiśmy się jak do tego doszło.
- Liam. Chyba wiem.
- Powiedz. Proszę, chcę wiedzieć.
Zaczęła płakać.
- Jeff?
- To dziecko Conor'a.


Przeczytałeś/łaś? - Skomentuj.
 
 
-------------------------------------------------------------


Za 15 komentarzy wstawię kolejny rozdział. :)

Można komentować za pomocą: Konto Google, LiveJournal, WordPress, TypePad, AIM, OpenID, jak i anonimowo.

piątek, 24 stycznia 2014

Rozdział 14

Rozdział ten dedykuję Agacie, która podrzuciła mi wiele wspaniałych pomysłów, na kolejne rozdziały. Dziękuję. :*


------------------------------------------------------------------


- Idę po dresy. Zaraz wracam. - Powiedział Liam ubierając bokserki.
Ja w tym czasie ubrałam swoją bieliznę i zarzuciłam jego koszulkę. Była przesiąknięta jego zapachem. Perfumami. Poszłam do kuchni po kanapki. Gdy wróciłam Liam siedział na łóżku. Trzymał tubkę maści, którą dał mu lekarz. Usiadłam na jego udach, wzięłam trochę kremu na dłonie i zaczęłam wmasowywać go w jego tors. On położył się i zajadał, od czasu do czasu dając mi ugryźć kanapkę.
- Słodko wyglądasz w tej koszulce.
- Dziękuję. Jest świetna. I tak pięknie pachnie.
Uśmiechnął się do mnie. Gdy już zjadł chwycił moje dłonie i przeplótł palce z moimi.


Patrzył w moje oczy.
- Jesteś wspaniała. - Odparł przyciągając mnie do siebie.
- Liam przed chwilą cię wysmarowałam. Wszystko się wytrze.
- Posmarujesz jeszcze raz. - Zaśmiał się.
Pociągnął mnie mocniej. Chcąc nie chcąc położyłam się na nim i pocałowałam go, bo tego chciał. Kochałam jego pocałunki. Jego usta były miękkie. Ciepłe. Po tylu latach samotności, znalazłam osobę, która codziennie będzie mnie żegnać i budzić pocałunkami.

*Następnego dnia*

Otworzyłam oczy. Li jeszcze spał. Wymknęłam się z pokoju i poszłam do kuchni. Zrobiłam kanapki i herbatę. Wszystko postawiłam na tacy. Gdy miałam się już odwracać poczułam dłonie Liam'a na moich biodrach. Później objął mnie i przytulił.


- Liam, czemu nie śpisz? Chciałam ci zrobić niespodziankę. Czy zawsze musisz wszystko zepsuć? - Odwróciłam się i pocałowałam go.
- No ale...
- Do łóżka. Myk myk.
Nic więcej nie mówił. Pobiegł na górę. Ja chwyciłam tacę i poszłam do pokoju. Li siedział na łóżku. Dałam mu śniadanie i usiadłam obok.
- Częstuj się.
- Nie chcę.
- Proszę. Będzie i raźniej.
- Niech ci będzie.
Wzięłam jedną kanapkę i usiadłam przy nim.
- Właśnie. Moi rodzice chcieliby cię poznać. Może pojedziemy do nich dzisiaj? I tak nie mamy co robić.
- Ok. Z wielką chęcią.
Po posiłku ubraliśmy się i pojechaliśmy do rodziców Liam'a. Otworzył nam jego tata.
- Witaj Liam. A ty jesteś Jeff, prawda?
- Tak. Bardzo mi miło.
- Karen! Mamy gości. Proszę, wejdźcie.
- Witajcie. - Przywitała nas mama Liam'a. - Usiądźcie przy stole. Zaraz podam obiad.
Poszliśmy do salonu.
- Jeff. To moje siostry - Ruth i Nicole.
Były bardzo miłe i uprzejme. Tak samo jak jego rodzice. Podczas obiadu zadawali mi mnóstwo pytań. W pewnym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Ja otworzę. - Powiedział Geoff.
- O! Hej Geoff. Widzę, że trafiłam na obiad.
- Kto to jest? - Zapytałam Liam'a.
- Z-znajoma rodziców. Stara znajoma.
- Margaret? Co ty tu robisz? - Rzuciła mama Liam'a. Nie była zbytnio zadowolona. Po minach domowników stwierdziłam, że nie tylko ona.
- No wiesz. Przejazdem jestem. Postanowiłam wpaść. Pewnie się za mną stęskniliście. - Powiedziała podchodząc najpierw do Nicole, a później do Ruth. - O Liaś. Nawet nie wiesz jak nie mogłam się ciebie doczekać. - Odparła siadając przy nim, spychając mnie tym samym z krzesełka. - Wymężniałeś. - Chwyciła jego rękę i położyła sobie na udzie.
- Boże co za kobieta. - Pomyślałam.
Liam wyglądał jakoś dziwnie. W jego oczach było widać strach. Odsuwał się od niej.
- Margaret, zostaw go. - Odparła Karen.
Gdy tylko od niego odeszła, Liam wyszedł z salonu.
- I-idę do toalety. - Skłamałam i poszłam za nim.
Był w pokoju na końcu korytarza. Zostawił uchylone drzwi. Siedział na łóżku
- Liam? Co się dzieje? Czemu płaczesz? - Zapytałam kucając przed nim.
- Gdy byłem mały... - Przerywał bo nie mógł nic z siebie wydusić przez łzy, które cisnęły mu się do oczu. - Ona.. Przychodziła tu. Codziennie. Moich rodziców nie było w domu. Pracowali. Byłem sam. Ona...
- Co ona ci zrobiła? Liam...
- Ona mnie molestowała. Dotykała mnie. Po całym ciele. Nie miałem gdzie uciec. Nie raz mnie biła gdy się jej przeciwstawiałem. Tłumaczyła się moim rodzicom, że pilnuje nas gdy jesteśmy sami. Ruth i Nicole przeżyły to samo.
- Boże Liam.
Usiadłam obok i objęłam go
- Nie płacz już. Nic ci się nie stanie. - Odparłam tuląc go do siebie.
Z salonu dobiegały krzyki.
- Margaret wyjdź stąd. Nie chcę wzywać policji.
- Ale..
- Wyjdź.
Usłyszałam trzask drzwi. Ktoś szedł do pokoju, w którym byliśmy.
- Liam. Gdzie jesteś?
- Pani Payne, tutaj. - Powiedziałam.
Karen weszła do pomieszczenia.
- Liam. Już spokojnie. Nie ma jej.
Chłopak nadal płakał w moje ramię.
- Zostaniesz z nim? Ja pójdę posprzątać po obiedzie. - Zwróciła się do mnie.
- Tak. Oczywiście.
Zostaliśmy sami. Liam już trochę się uspokoił. Podniósł głowę. Jego oczy było czerwone. Policzki i usta mokre.
- Wszystko będzie dobrze. - Pocałowałam go.
- Dziękuję. - Odparł i ponownie mnie przytulił.

*Pół godziny później*

- Będziemy lecieć. - Powiedział Liam, gdy skierowaliśmy się w stronę wyjścia.
- Liam choć na momencik. - Krzyknęła jego mama z kuchni.
Wychyliła się zza futryny i kazał mu przyjść. Usłyszałam prawie całą ich rozmowę.
- Liam. Nie zmarnuj tego. Taka dziewczyna to skarb. Jesteście piękną parą. To cudowne jakim Jeff darzy cię uczuciem. Jest opiekuńcza. Zadbaj o nią tak samo jak ona dba o ciebie. Jesteś wielkim szczęściarzem.
- Wiem mamo. - Odparł na wyjściu z kuchni.
Podszedł do drzwi obejmując mnie.
- My idziemy.
- Do widzenia. - Powiedziałam i wyszliśmy z domu.


Przeczytałeś/łaś? - Skomentuj.
 
 
----------------------------------------------------------------


Za 15 komentarzy wstawię kolejny rozdział. :)

Można komentować za pomocą: Konto Google, LiveJournal, WordPress, TypePad, AIM, OpenID, jak i anonimowo.

czwartek, 23 stycznia 2014

Rozdział 13

Byliśmy w drodze do szpitala. Lekarz zadzwonił do Liam'a aby pojawił się na kontroli. Weszliśmy do budynku. Lekarz już na nas czekał.
- Zapraszam. - Powiedział uśmiechając się i wskazując nam ręką swój gabinet.
Badanie trwało bardzo krótko.
- Może pan już funkcjonować normalnie, ale proszę nie wdawać się w żadne bójki. Nie było by to dobre dla pańskiej klatki piersiowej. Gdyby pojawiły się jakieś bóle w jej okolicy, proszę zastosować tę maść. - Powiedział wręczając nam tubkę. - To by było na tyle.
- Wyszliśmy z gabinetu i wróciliśmy do domu.

*Około godziny później*

Byliśmy w kuchni. Liam siedział przy stole. Ja robiłam nam kolację. Cały czas czułam na sobie jego wzrok. Każdy ruch wykonywałam zgrabnie i z gracją.
- Przestań. - Powiedział.
- Ale o co ci chodzi? - Zapytałam spoglądając na niego.
Odwróciłam się, oparłam o blat stołu i oblizałam Nutellę z noża.
- Kochanie... Robisz to specjalnie. - Odparł przygryzając wargę.


- Mam na ciebie ochotę. - Podeszłam do niego i usiadłam mu na kolanach.
Czułam erekcję rosnącą w jego bokserkach. Złapał mnie w talii i zaczął namiętnie całować. Odchyliłam głowę do tyłu. Teraz całował moją szyję.
- Chodź. - Powiedziałam i pociągnęłam go za rękę.
Poszliśmy do sypialni rodziców. Popchnęłam go na łóżko i usiadłam na nim w rozkroku. Zdjęłam jego koszulkę. Oczom ukazał mi się pięknie umięśniony tors chłopaka. Zaczęłam całować go po brzuchu,  powoli docierając do jego spodni. Zębami odpięłam rozporek. Ściągnęłam je i wróciłam do jego ust, ocierając się przy tym o wybrzuszenie rosnące w jego bieliźnie. Wydawał z siebie delikatne pojękiwania. Złapał mnie za biodra i kierując swoje ręce w górę zdjął moją bluzkę. Nie przerywaliśmy pocałunków. Gdy chciałam zdjąć jego bokserki, zatrzymał mnie.
- Co się dzieje?
- Jeff. Nie bądź na mnie zła, ale nie chcę cię skrzywdzić. Przepraszam.
- Liam, nie bój się. Nic mi się nie stanie. Ale jeśli nie chcesz, nie musimy tego robić. - Zeszłam z niego i usiadłam obok.
- Ale ja chcę to zrobić. Właśnie z tobą. Czekałem na ten moment całe życie. Najwyraźniej właśnie nadszedł.
Liam złapał mnie w talii i uniósł do góry tak, że teraz klęczałam przed nim. Zaczął całować mój dekolt, powoli schodząc coraz niżej. W tym samym czasie rozpinał moje spodnie.

 
Gdy byłam już w samej bieliźnie, wrócił do moich ust. Składał raz namiętne, a raz delikatne pocałunki. Przeniósł ciężar swojego ciała do przodu. Położył się na mnie. Wygięłam się delikatnie w łuk pozwalając mu odpiąć mój stanik. Po chwili zsunął również moje figi. Gdy uwolniłam jego przyjaciela w obcisłych bokserek, odetchnął z ulgą. Był pokaźnych rozmiarów. Zaczęłam go masować, aby zwiększyć doznania Liam'a. Chłopak wielokrotnie powtarzał moje imię. Gdy czuł, że jest już gotowy, złapał moją rękę i umieścił ją na swoim pasie. Wahał się kilkukrotnie.
- Zrób to wreszcie. - Powiedziałam wbijając paznokcie w jego pośladki.
Liam zaczął we mnie wchodzić. Z początku delikatnie, ponieważ sprawiało mu to trudność, a mi wielki ból. Później przyspieszył.
- Ciasna jesteś. - Powiedział.
- To twój koleżka jest taki wielki.
Nasze jęki wypełniły pokój. Oboje szczytowaliśmy. Gdy miał wytrysnąć wyszedł ze mnie, a jego sperma wylądowała na pościeli.
- Liam. Chcę więcej. Zrób to jeszcze raz.
Nie czekając na odpowiedź, przyciągnęłam go do siebie. Pragnął tego tak samo jak ja. Ponownie zaczął we mnie wchodzić. Trafił w mój punkt G. Doprowadził mnie do orgazmu. Zrobił jeszcze kilka pchnięć i położył się obok mnie. Oboje oddychaliśmy szybko i płytko.
- To było genialne. - Odrzekłam po chwili.
- Ty byłaś genialna.


Przeczytałeś/łaś? - Skomentuj.


---------------------------------------------------------------


Za 15 komentarzy wstawię kolejny rozdział. :)

Można komentować za pomocą: Konto Google, LiveJournal, WordPress, TypePad, AIM, OpenID, jak i anonimowo.

Rozdział 12

- Jeff. Przepraszam. Porozmawiajmy - Dochodził głos zza drzwi.
- Nie mam ochoty z tobą rozmawiać. Idź stąd! - Krzyknęłam przez płacz.
- Nie chciałam cię uderzyć. To dla mnie trudne. Proszę. Otwórz drzwi.
Wstałam z łóżka, przekręciłam kluczyk i ponownie walnęłam się na łóżko.
- Zrozum. Boję się o ciebie. Sama wiesz co przeszłaś.
- To niestety tylko połowa moich problemów. Ale nie chcę do tego wracać.
- O czym ty mówisz? Powiedz mi. Proszę.
Usiadłam na łóżku i wyciągnęłam do niej rękę, pokazując jej pokaleczony nadgarstek.
- W szkole był chłopak. Przyczepił się do nas. Pobił Liam'a. Powiedział, że da nam spokój jak się z nim prześpię. Byłam taka głupia.
- Skąd te rany?
- Powiedział mi, że Liam to kłamca, a ja mu uwierzyłam. Gdy Li się o tym dowiedział, nie chciał na mnie patrzeć. Nie mogłam sobie z tym poradzić. To właśnie wtedy to zrobiłam. Liam uciekł ze szpitala i przepraszał mnie za to wszystko. On nie jest taki jakiego go widzisz. On przeprasza za to, że ktoś go obraża. Rozumiesz?
- Tak. A.. Co z tym chłopakiem? Zaczepia was jeszcze?
- Wczoraj... Przyszedł tutaj... Pijany...
- Coś ci zrobił? Proszę powiedz mi.
- Zgwałcił mnie. - Wybuchłam płaczem.
- Jezu, Jeff. - Powiedziała i przytuliła mnie.
- Przepraszam mamo.
- Ja też cię przepraszam.

*15 minut później*

- Chcesz coś do picia? - Zapytała.
- Może być herbata.
- Dobrze. Zaraz wracam.
Położyłam się na plecach i patrzyłam w sufit.
- Witaj Liam. Tu mama Jeff... - Usłyszałam zza ściany.
Skąd ona ma jego numer? Gdzie mój telefon? Ahh.. No tak. Zadzwoniła z mojego. Po chwili wróciła z kubkiem ciepłego napoju.
- Czemu dzwoniłaś do Liam'a?
- Yyy.. Chciałam mu powiedzieć, że wszystko w porządku. Nie musisz już do niego dzwonić.
- Chyba coś kręcisz. - Odparłam uśmiechając się.
- Nie wnikaj. A teraz pij i idź spać. Jest późno.
- Dobrze. Dobranoc.
Mama wyszła z pokoju, a ja dopijałam to co zastało mi w kubku. Byłam bardzo ciekawa o czym moja mama rozmawiała z Liam'em. Wtuliłam się w poduszkę i zasnęłam.
Rano obudził mnie dźwięk przychodzącego SMS'a.
*Witaj słonko. Jak się spało?
**Dobrze, dopóki mnie nie obudziłeś. :*
*Ahh.. Bardzo przepraszam. :D
Nie zdążyłam mu odpisać, bo usłyszałam głos mamy dobiegający z dołu.
- Jeff! Chodź na moment!
Zbiegłam po schodach i podeszłam do drzwi wejściowych.
- Liam? - Rzuciłam mu się na szyję. - Co ty tu robisz? Po co ci te torby? Gdzie jedziesz?
- Właśnie dotarłem na miejsce.
- Co? Ale... Jak?
- Dzwoniłam wczoraj do Liam'a, czy nie mógłby wprowadzić się do nas na dwa tygodnie. Muszę jechać do taty, a nie chcę, abyś była sama.
- Dziękuję. - Powiedziałam i przytuliłam ją.
- Nie ma za co. Zaprowadź Liam'a na górę.
Chwyciłam go za rękę i poszliśmy do mojego pokoju. Usiadł na łóżku. Rozwiązał buty. Stałam przy szafie. Nie widziałam nawet kiedy zdjął koszulkę. Wzięłam jego obuwie chcąc postawić je obok szafy oraz bluzkę, której się pozbył. On jednak zabrał mi ją i położył obok siebie.
- Nie to nie. - Uśmiechnęłam się. - Rozpakuję cię.
- Jeff, zdążę się rozpakować. - Powiedział pociągając mnie za rękę.
Straciłam równowagę i poleciałam na niego.

 
 
- Zostawmy sobie czułości na później.
- Widzę, że moja księżniczka nie w humorze. Co się dzieje? Nie cieszysz się, że tu przyszedłem?
Zrobił smutną minkę, założył bluzkę i odwrócił się do mnie plecami.

 
 - Będziesz teraz tak siedział? - Spojrzał na mnie. Rzuciłam mu słodki uśmieszek. - Oczywiście, że się cieszę.

 
 W końcu odwrócił się i powalił mnie swoim uśmiechem. Był zajebisty i słodki jednocześnie.
- Chodź do mnie ty mój Batmanie. - Powiedziałam wyciągając do niego ręce.
Przyjął moją propozycję i położył się na mnie. Do pokoju weszła moja mama.
- Ykhym. Jeff. - Zaczęła.
Liam w tym czasie szybko ze mnie wstał i usiadł obok.
- Ja idę. O 13.00 wylatuje mój samolot. Dam ci znać jak będę na miejscu.
- Dobrze mamo. Uważaj na siebie. - Wstałam i pożegnałam się z nią.
- Ty też się trzymaj skarbie. Liam pilnuj jej. - Uśmiechnęła się i wyszła z pokoju.
- Zostaliśmy sami. Będzie się działo. - Powiedział podchodząc do mnie od tyłu.
 
 
- Hmm.. Masz coś na myśli? - Zapytałam odwracając się w jego objęciach.
- Może tak, może nie. Zobaczymy. - Odparł całując mnie w nos.
 
 
Przeczytałeś/łaś? - Skomentuj.
 
 
--------------------------------------------------------------
 
 
Za 11 komentarzy wstawię kolejny rozdział. :)

Można komentować za pomocą: Konto Google, LiveJournal, WordPress, TypePad, AIM, OpenID, jak i anonimowo.
 
 
 

środa, 22 stycznia 2014

Rozdział 11

- Liam? - Zapytałam niepewnie.
- Już nie śpisz? - Powiedział uśmiechając się.
- Liam!


Wtuliłam się w niego. Brakowało mi jego ciała. Przytulałam go tak mocno, że w pewnym momencie jęknął z bólu. Zapomniałam, że miał połamane żebra.
- Kocham cię. I dziękuję za wszystko. - Powiedziałam całując jego usta. - Proszę, zostań ze mną. Nie poradzę sobie bez ciebie. Jesteś dla mnie wszystkim.
- Nigdy cię nie zostawię.
Leżeliśmy tak chyba z pół godziny.
- Znowu uciekłeś?
- Nie. Poprosiłem, żeby wypuścili mnie wcześniej. Chciałem zrobić ci niespodziankę. Nie wytrzymałbym już tam ani dnia dłużej.
- Dziękuję. - Odparłam i wtuliłam się w niego.
Nareszcie miałam go obok siebie.

* * *

- Może zadzwonimy do Josh'a? - Zaproponowałam
- Nie ma sprawy. - Odparł i wykonał telefon.
- Hej Josh. Znajdziesz dzisiaj wolną chwilę? ... Okey, dobra. Do zobaczenia.
- I co?
- Jedziemy do Telford. Mamy być przed 13:00.
- Kurde już 12. Poczekaj tu na mnie. Idę się przebrać.
Wyjęłam z szafy pierwsze ciuchy, które wpadły mi w ręce i pobiegłam do łazienki. Wróciłam do pokoju. Liam grzebał w swoim telefonie.
- Mogę tak iść? - Zapytałam.

 
- O matko... Yyy.. Tak. - Podszedł do mnie. - Tobie jest ślicznie we wszystkim. - Odparł całując mnie. - Idziemy. Została nam niecała godzina.
Złapał mnie za rękę i wybiegliśmy z domu.
- Nie, nie, nie! - Wykrzyknął zdyszany, kiedy dobiegliśmy na przystanek.
Może wyjaśnię. Właśnie uciekł nam autobus. Staliśmy bezradnie na chodniku. Podeszłam bliżej drogi i wystawiłam rękę.
- Co ty robisz?
- Łapię autostop. Tylko to nam zostaje.
Stałam tam ze 20 minut. Przejechało już kilkadziesiąt aut, ale żadne nie raczyło się zatrzymać. W końcu na przystanek wjechała ciężarówka.
- W czymś pomóc? - Zapytał kierowca.
- Tak. Musimy jechać do Telford.
- Wsiadajcie. Będę tam przejeżdżał.
Wpakowaliśmy się do auta i odjechaliśmy. Bardzo miło nam się z nim rozmawiało. Nie opuszczał nas uśmiech.
- Dziękujemy bardzo. Uratował nam pan życie. - Odparł Liam, kiedy dojechaliśmy na miejsce.
- Nie ma za co. Bawcie się dobrze. - Powiedział po czym odjechał.
- Wiesz gdzie teraz iść?
- Chyba tak. - Powiedział Liam.
Poszliśmy w wybranym przez niego kierunku. Doszliśmy w jakieś 15 minut. Zadzwoniliśmy do drzwi.
- Siema. Co tak długo? - Zapytał Josh.
- Uciekł nam autobus. Przyjechaliśmy autostopem.
- Ahh.. No dobrze. Wejdźcie do środka.
- A jak tam ciocia?
- Dobrze. W przeciągu tygodnia mają ją wypisać. A ty Liam? Nie powinieneś być w szpitalu?
- Poprosiłem, żeby wypuścili mnie wcześniej. Musze być teraz z Jeff. Przeżywa ciężkie chwile. - Widział, że uśmiech zniknął z mojej twarzy. - To co robimy? - Objął mnie i puścił oczko.
- Chodźcie do garażu.
Poszliśmy za Josh'em. W pomieszczeniu była perkusja i kilka gitar. Widać było, że kocha muzykę. Usiadłam na kanapie, która stała naprzeciwko instrumentów. Josh usiadł przy bębnach a Li chwycił za gitarę. Zaczęli grać. Utwór, który wykonywali, szybko wpadł mi ucho. Było śmiesznie dopóki nie zaczęli grać wolnej piosenki. Liam do gry dodał wokal. To było coś pięknego. Łza szczęścia spłynęła po moim policzku. Liam wstał i nie przerywając gry usiadł obok mnie.
- I'm in love with you and all these little things. - Zaśpiewał kończąc tym samym piosenkę.
Odłożył gitarę i przytulił mnie. Odwzajemniłam jego przytulasa. Przerwał nam dźwięk dzwonka mojego telefonu.
- Tak?
W słuchawce odezwała się mama.
- Gdzie jesteś? Dlaczego nie ma cię w domu? - Zapytała poddenerwowana.
- U znajomych. A co? Nagle jestem ci potrzebna? Dopiero teraz sobie o mnie przypomniałaś?
- Nie pyskuj gówniaro. Za 10 minut widzę cię w domu! - Rzuciła i rozłączyła się.
Chwyciłam plecak i bez słowa wyszłam z domu.
- Jeff. Gdzie idziesz?
- Moja mamusia sobie przypomniała, że ma córkę. Musze iść do domu. Baw się dobrze.
- Poczekaj. Idę z tobą. - Powiedział wracając do domu.
Po chwili stał obok mnie. Przeszliśmy jakieś 8km. Udało nam się złapać transport. Przez całą drogę nie powiedziałam ani słowa. Byłam wkurzona. Dotarliśmy na miejsce.
- Dam znać później. - Powiedziałam obojętnie do Liam'a i poszłam w stronę drzwi.
- Jeff. - Zaczął łapiąc mnie za nadgarstek i przyciągając do siebie. - Pocałuj mnie. - Złapał mnie za szyję.
- Nie Liam. Na pewno nie tutaj. Moja mama wyjdzie z siebie jak zobaczy, że się... - Nie dokończyłam bo nasze usta złączyły się pocałunku.
- Pójdę z tobą. Wszystko jej wytłumaczę.
- Nie. Chcę żeby to była rozmowa w cztery oczy.
- Dobrze. Powodzenia.
- Dziękuję. - Odparłam i pożegnałam się z nim.
Weszłam do domu.
- Kto to był?! Czemu się całowaliście?!
- Liam. Mój chłopak.
- Nie pozwoliłam ci się z nikim spotykać!
- Nie będziesz mi wybierać znajomych. - Chciałam odpowiadać jak najspokojniej.
- Czy ty w ogóle widzisz jak on wygląda?! Nie będziesz chodziła z kimś kto ma tatuaże.
- Dla ciebie liczy się tylko wygląd zewnętrzy. Nie znasz go. Nie wiesz jaki jest na prawdę. Gdyby nie on już by mnie tu nie było. Został mi tylko on. Ja nie obchodzę cię ani trochę. Co z ciebie za matka.
Nie odpowiedziała. Zamiast tego uderzyła mnie. Za całej siły w policzek. Nie wierzyłam, że to się dzieje naprawdę. Moje oczy zaszły łzami. Chyba dopiero teraz dotarło do niej co zrobiła. Pobiegłam na górę.
- Jeff... Ja nie chciałam. - Usłyszałam z dołu.
Wbiegłam do pokoju. Trzasnęłam drzwiami i przekręciłam klucz. Zakryłam głowę poduszką. Nie mogłam opanować łez.


Przeczytałeś/łaś? - Skomentuj.
 
 
------------------------------------------------------------------------


Za 11 komentarzy wstawię kolejny rozdział. :)

Można komentować za pomocą: Konto Google, LiveJournal, WordPress, TypePad, AIM, OpenID, jak i anonimowo.

niedziela, 19 stycznia 2014

Rozdział 10

- Wi-em, że tam jesteś. Otwi-eraj. - Powiedział kopiąc w drzwi.
Był na tyle silny, że wyrwał zamek. Wpadł do środka. Ledwo stał na nogach.
- Zno-wu mam cię ty-lko dla sieeebie. Tęskniłem.
- Nie dotykaj mnie! - Krzyknęłam gdy przybliżył się do mnie.
Chwyciłam telefon i wybrałam numer do Liam'a.
- Po co ci te-n tele-fon? Zos-taw go. - Odrzekł wyrywając mi go z ręki i rzucając na podłogę. W tym czasie pewnie go rozłączył, ale nie traciłam nadziei. Krzyczałam z całych sił.

*Oczami Liam'a*
 
Zadzwonił telefon. To Jeff.
- Co tam kocie?
Nie usłyszałem jednak odpowiedzi. Jedynie jakieś szmery.
- Jeff?
Nadal cisza.
- Liaaaaam!!! On tu przyszedł! - Zamknij się. Prze-cież go tu ni-e ma. Nikt ci ni-e pom-oże. - Usłyszałem.
- Jeff, Słyszysz mnie?
Nie było żadnej odpowiedzi. Jedynie krzyki. Rozłączyłem się.
- Kurwa, co ja mam robić? - Powiedziałem pod nosem.
Jedyne co mi pozostało to zadzwonić na policję.
- Halo? Moja dziewczyna jest w niebezpieczeństwie. Prawdopodobnie została zgwałcona. Adres to Wolverhampton, Lonsdale Road 28. Proszę się pospieszyć.
- Zaraz tam będziemy.

*Oczami Jeffrey*
 
Chciał mnie całować. Odwracałam głowę we wszystkie strony byleby jego usta nie dotknęły moich. Jednak to był najmniejszy problem. Łatwo i szybko się do mnie dobrał. Już dawno zdjął mi dolną część bielizny. Chciał mi rozszerzyć nogi aby we mnie wejść. Robiłam co mogłam żeby tego nie zrobił. Ale on nawet pijany był zbyt silny. Nie wydobywałam z siebie już ani słowa. I tak by to nic nie dało. Zresztą... Już dawno straciłam głos. Jedyne co pokazywało moje cierpienie to łzy, które co trochę napływały mi do oczu. Po jakiś 20 minutach siłowania się z nim, dałam sobie spokój. Nie miałam siły.
- No wreszcie wrzu-ciłaś na luuz.
Wiedziałam co się teraz stanie. Gdybym odpuściła wcześniej, miałabym to już za sobą. Poczułam jego członek. Wszedł we mnie jednym gwałtownym ruchem. Ból był okropny. Jakby coś rozrywało mnie od środka. Poczułam jego spermę. Potem od razu ze mnie wyszedł. Znowu jednym ruchem, sprawiając mi wielki ból. Powtórzył to jeszcze dwa razy. Po wszystkim wstał z łóżka., podciągnął spodnie i skierował się do wyjścia.
- Stój! Ręce do góry! - Usłyszałam z korytarza.
Conor zaczął cofać się do ściany. Do pokoju weszło dwóch policjantów. Jeden celował w stronę Conor'a. Drugi podszedł do mnie i wyprowadził mnie z pomieszczenia. Zeszliśmy na dół.
- Przepraszam. Mogę iść się przebrać? - Zapytałam gdy mieliśmy wsiadać do radiowozu.
- Tak. Oczywiście. - Odparł jeden z funkcjonariuszy.
Szybko pobiegłam do domu. Mijałam się z Conor'em, którego wyprowadzał policjant. Nie patrzyłam na niego. Nie mogłam. Nie miałam ochoty. Cały czas przed oczami miałam TE sceny. W łazience ubrałam czarne rurki, bokserkę, a na to luźny sweter. Gotowa wróciłam na podwórko. Pojechaliśmy na komisariat policji w Wolverhampton.
- Dobrze. Dziękuję. Odwiozę cię do domu. - Odparł policjant już po przesłuchaniu.
Powiedziałam im wszystko. Co tylko chcieli. Mam nadzieję, że go zamkną. Miałam go dosyć. Robi co chce i z kim chce.

* * *

Byłam już w domu. Leżałam na łóżku w moim pokoju. Płakałam. Moje życie jest beznadziejne. Gdybym mogła, już dawno bym się zabiła. Nie chciałam jednak tego robić. Zawiodłabym Liam', a nie chcę go stracić. Tylko on mi został. Telefon dzwonił mi już kilkunasty raz. Dziwne, że jeszcze działał. W końcu wstałam i odebrałam.
*Jeff... Zgwałcił cię prawda?
**........tak. - Wybuchłam płaczem.
*Gdzie on teraz jest?
**Policja go zabrała. Chyba go zamknęli. Mam taką nadzieję. To ty ich wezwałeś?
*Tak. Tylko to mi pozostało. Tylko to mogłem dla ciebie zrobić. Przepraszam. Idź spać. Coś wymyślę.
**Nie wiem czy zdołam zasnąć.
*Spróbuj. Zrób to dla mnie.
**Dobrze.
*Pa. Trzymaj się.
Rozłączyłam się. Byłam bardzo zmęczona, ale nie mogłam zapomnieć o tym co zrobił mi Conor. W reszcie udało mi się zasnąć.

* * *

Obudziłam się. Leżałam pod kołdrą. Było mi bardzo ciepło. Położyłam się na plecach. W pokoju był ktoś jeszcze.
 
 
Przeczytałeś/łaś? - Skomentuj.
 
 
------------------------------------------------------------------
 
 
Za 12 komentarzy wstawię kolejny rozdział. :)

Można komentować za pomocą: Konto Google, LiveJournal, WordPress, TypePad, AIM, OpenID, jak i anonimowo.

sobota, 18 stycznia 2014

Rozdział 9

- Jeff? To ja Josh. Pamiętasz mnie?
- Tak! Cześć! - Odparłam i przytuliłam go.
- Nie poznałem cię. Wyładniałaś.
- Dziękuję. Ty też się bardzo zmieniłeś. Co cię tu sprowadza?
- Moja ciocia z Telford zachorowała. Jestem tu z rodzicami. Przylecieliśmy przedwczoraj. A ty co tu robisz?
- Liam, to znaczy mój chłopak został pobity. Jakoś pół tygodnia temu.
- Znałem kiedyś jednego Liam'a. Super gość. Zawsze dotrzymywał obietnic. Nigdy nikogo nie skrzywdził. Można mu było zaufać.
- O! Jest już moje zamówienie. Może chcesz iść ze mną? Poznasz mojego chłopaka.
- Z wielką chęcią.
Josh odebrał również swoje zamówienie i poszliśmy na górę.
- Proszę, to tutaj. - Odparłam otwierając drzwi.
- Liam? Stary! Kopę lat!
- Siema Josh! Co ty tu robisz?
- Przyleciałem przedwczoraj. Moja ciocia zachorowała.
- Znacie się? - Wtrąciłam.
- Tak! To ten Liam, o którym ci mówiłem. Ostatni raz byłem tu jakieś 5 lat temu we wakacje. Poznaliśmy się dzięki naszym babciom. Pogrywaliśmy sobie w garażu. Ja na bębnach, a on na gitarze. Mam nadzieję, że trochę się podszkoliłeś. - Zwróci się do Liam'a, delikatnie go szturchając.
- Oczywiście. Codziennie sobie brzdąkam.
- Liam, nie chwaliłeś mi się. Musicie zagrać mi jakiś koncercik. - Powiedziałam puszczając do nich oczko.
- Masz to jak w banku. - Odparł jeden z nich śmiejąc się.
W pewnym momencie zadzwonił telefon Josh'a.
- Tak? Już idę.
- Muszę lecieć. Ciocia chce mnie widzieć. Jeszcze się zdzwonimy.
- Okey. Pa. - Odparłam i chłopak wyszedł z sali.
- Skąd się znacie?
- Chodziłam z nim do klasy w Nowym Jorku. Świetny chłopak. Byliśmy przyjaciółmi. Pomimo tego, że się wyprowadziłam nie zapomniał o mnie. Jako jedyny.
Z mojego oka wypłynęła łza wzruszenia, szczęścia. Liam przytulił mnie.

* * *

- Będę się zbierać. Słońce zachodzi, a nie chcę wracać po ciemku.
- Dobrze napisz jak będziesz w domu.
- Pa.
Pocałowałam go i opuściłam szpital. Podróż autobusem zleciała mi bardzo szybko. Weszłam do środka i zrobiłam sobie gorącej czekolady.
* Jestem w domu. Piję czekoladkę :*.
**Ooo. Jak słodko. Jeszcze dwa dni i będziemy razem.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Zajrzałam przez judasza. Conor? Czego on kurwa chce? Otworzyłam drzwi, nie zdejmując łańcuszka.
- Wi-taj Jeffff...
- Czego chcesz? Jesteś pijany.
- Nie pot-rafię Bez cieeebie żyć. Jesteś seksownaaa. Ba-rdzo. Wpuść m-nie.
- Nie mam takiego zamiaru. Spieprzaj stąd.
Gdy chciałam zamknąć drzwi, Conor zerwał łańcuch z drzwi i wszedł do środka. Pobiegłam do kuchni i chwyciłam nóż. Bałam się go. Nawet pijanego.
- Wi-dzę, że się bo-isz. Odłóż ten nóż złoootko.
- Nie zbliżaj się do mnie. - On jednak miał gdzieś to co mówię.
- Mam na cie-bie oooochotę. Jessssteś świetna w łóż-ku.
Podszedł do mnie i wyjął nóż z mojej ręki. Co ze mnie za idiotka. Jak ja dałam mu to zrobić?
Zaczął mnie obmacywać i wsunął ręce pod moją sukienkę.
- Zostaw mnie! Jebiesz wódką!
Udało mi się przed nim uciec. Pobiegłam do mojego pokoju. I zamknęłam drzwi na klucz. Obmyślałam plan jak stąd uciec. Niestety jedyną droga były drzwi. Okna były zbyt wysoko aby z nich wyskoczyć. Siedziałam cicho pod ścianą. Słyszałam jak wdrapywał się po schodach, wielokrotnie się wywracając. Zapadła cisza.

 
Przeczytałeś/łaś? - Skomentuj.
 
 
------------------------------------------------------------------


Za 12 komentarzy wstawię kolejny rozdział. :)

Można komentować za pomocą: Konto Google, LiveJournal, WordPress, TypePad, AIM, OpenID, jak i anonimowo.

czwartek, 16 stycznia 2014

Rozdział 8

Przepraszam, że tak długo musieliście czekać na ten rozdział, ale ten tydzień miałam naprawdę ciężki. Ciągle jakieś sprawdziany albo kartkówki. Ostatnio nie mam weny do pisania, ale mam nadzieję, że rozdział będzie wam się podobał. :)
 
 
-------------------------------------------------------------
 
 
Ocknęłam się. Czułam, że leżę na łóżku. Słyszałam szepty.
- Proszę Jeff. Obudź się. Obudź się. Jeff.
Otworzyłam oczy. Byłam ledwo żywa.
- Liam? Co ty tu robisz? Co JA tu robię?
- Jeff! Dzięki Bogu. - Powiedział całując moją dłoń.
Jego oczy były zaczerwienione od łez.
- Chciałaś się zabić.
Spojrzałam na swoją rękę. Miałam na niej bandaż. Był lekko przesiąknięty krwią, która uchodziła z moich ran.
- Leżałaś w łazience. Nieprzytomna. Przyszedłem do ciebie, bo pożałowałem swoich słów. Poniosło mnie. Emocje wzięły górę. Opamiętałem się dopiero gdy wyszłaś. Przeze mnie chciałaś się zabić. Proszę, wybacz mi. Przepraszam.
- Liam. Nie masz za co. To nie twoja wina. Wszystko przez Conor'a. Ja cię przepraszam.
Po jego policzku popłynęła łza.
- Kocham cię i nie chcę cię stracić. Wybaczam ci wszystko. Nawet to, że straciłaś z nim...
- Ale ja nie straciłam z nim dziewictwa. Liam, trudno mi o tym mówić, ale...
- Przecież wiesz, że nie musisz.
- Ale chcę żebyś wiedział. Zgwałcili mnie w Miami. Mieszkałam w dzielnicy, na której kręcili się sami czarni. Wiecznie naćpani. Wcześniej czy później coś musiało się wydarzyć. To dlatego teraz mieszkam w Wolverhampton. Gdyby nie moja przyjaciółka zabiłabym się. - Powiedziałam pokazując mu stare blizny na prawej ręce.
Przybliżył się do mnie i spojrzał prosto w oczy.
- Obiecaj mi, że już nigdy tego nie zrobisz.
- Obiecuję.
Pocałował mnie. Brakowało mi jego ciepłych ust, czułych pocałunków.
- Jeszcze raz przepraszam. - Wyszeptałam przytulając go.

* * *

- Tak w ogóle to jak wypuścili cię ze szpitala? - Zapytałam gdy byliśmy w drodze do Birmingham.
- Nie wypuścili. Uciekłem.
- Ahh, ty mój badboy'u. - Powiedziałam posyłając mu uśmiech.
Oparłam głowę o ramię. Po jakiś dziesięciu minutach wysiedliśmy na przystanku obok szkoły. Akurat skończyły się lekcje. Zauważyłam Conor'a. Patrzył w naszą stronę. Nie zwracając na niego uwagi, objęłam Liam'a i poszliśmy do szpitala.
- Panie Payne. Musimy porozmawiać. - Powiedział lekarz, który stał przy recepcji. Był poddenerwowany. - Zapraszam do gabinetu.
- Poczekam tu.
- Nie nie Jeff. Idziesz ze mną.
Złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą.
- Panie doktorze, to trochę skomplikowane. Musiałem stąd wyjść. Ostatnio mamy trochę problemów. - Spojrzał na mnie. - Widzi pan. Ona chciała się...
- Liam. - Szepnęłam przez zęby.
Lekarz zauważył, ze chowam obandażowany nadgarstek.
- A-ha. Dobrze, że troszczy się pan o dziewczynę, ale jeśli w przyszłości będzie pan chciał uciec proszę o tym poinformować. - Powiedział uśmiechając się.
- A kiedy Liam będzie mógł opuścić szpital?
- Gdyby nie uciekł nawet dzisiaj. Hahah. Myślę, że pojutrze powinniśmy go wypisać.
- Okey. Dziękujemy.
Wyszliśmy z gabinetu. Poszliśmy do sali w której leżał Liam. Zajął swoje miejsce, a ja usiadłam obok niego. Bardzo miło nam się rozmawiało.
- Idę po jakieś napoje. Chcesz coś?
- Może być herbata.
- OK. Zaraz wracam.
Wyszłam z sali i zeszłam schodami w dół do kawiarenki. Złożyłam zamówienie i usiadłam przy jednym ze stolików. Po chwili do środka wszedł chłopak. Od samego początku bardzo mi się przyglądał. Podszedł do mnie.


Przeczytałeś/łaś? - Skomentuj.


-----------------------------------------------------------------------


Za 13 komentarzy wstawię kolejny rozdział. :)

Można komentować za pomocą: Konto Google, LiveJournal, WordPress, TypePad, AIM, OpenID, jak i anonimowo.

środa, 15 stycznia 2014

Wiele osób zadawało w komentarzach pytania kiedy wstawię kolejny rozdział. Może uda mi się wstawić go jutro pod wieczór, ale najprawdopodobniej pojawi się w piątek. Ostatnio mam bardzo dużo sprawdzianów i kartkówek, a nie chcę zaniedbywać nauki. Bardzo was przepraszam. :(

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Rozdział 7

Chciałabym wam podziękować za 5 000 wyświetleń. Mam nadzieję, że niedługo dobijemy do 10 tys. :P :D
 
 
-----------------------------------------------------------
 
 
- Jeff? Myślałem, że przyjdziesz po lekcjach.
- Nie Liam. Chcę to wyjaśnić teraz.
- Kto to był? Kto dzwonił i czego chciał?
- To był Conor. Powiedział, że jak się nie zjawię to przyjdzie tu i cię zabije. W hotelu powiedział, że mam się z nim przespać i da nam święty spokój.
- Chcesz powiedzieć, że cię zgwałcił?
- Nie. Oddałam mu się. Pozwoliłam mu, żeby to zrobił. Ale nie o tym chcę gadać. Powiedział mi wszystko. Jak potraktowałeś jego dziewczynę. Jaki jesteś naprawdę. Że byliście przyjaciółmi.
- Ale Jeff, o czym ty mówisz?
- No tak. Teraz będziesz udawał, że o niczym nie wiesz. Emily zabiła się przez ciebie! A ja ci zaufałam! Jak mogłeś mi to zrobić!
- Nic z tego nie rozumiem. Jaka Emily? Conor nigdy nie miał dziewczyny. A poza tym nigdy nie był moim kumplem!
W mojej głowie pojawił się wielki znak zapytania.
- Wierzysz temu debilowi? Naopowiadał ci pewnie jakieś historyjki, żeby później wykorzystywać cię i upokarzać na każdym kroku. Nie myślałem, że jesteś aż taka naiwna. Najbardziej boli mnie to, że straciłaś z nim dziewictwo. Weź wyjdź. Nie chce z tobą gadać.
- Ale ja nie straciłam z nim...
- Nie będę słuchał twoich tłumaczeń! Wynoś się stąd! Jesteś tylko zwykłą zdzirą!
Odwróciłam się i wyszłam z sali. Zabolały mnie jego ostatnie słowa. Do moich oczu napłynęły łzy.
 
*Oczami Conor'a*
 
Chemia. Najgorszy przedmiot jaki chyba istnieje. Siedziałem przy oknie. Miałem wgląd na wszystko. Na to co dzieje się na parkingu, ulicy. Myślałem o Jeff. W pewnym momencie dostrzegłem dziewczynę. To była ona. Słabo widziałem ale chyba płakała.
- Kurwa - Pomyślałem. - Do końca lekcji jeszcze 10 minut.
Usiadła na przystanku. Czas do lekcji dłużył mi się okropnie. Zadzwonił dzwonek. Chwyciłem plecak i wybiegłem z sali przewracając przy tym z 5 osób. W końcu dotarłem do wyjścia.
 
*Oczami Jeffrey*
 
Usłyszałam kroki. Ktoś biegł w stronę ulicy. Conor. Usiadł obok mnie.
- Czego chcesz. - Rzuciłam szorstko.
- Dlaczego płaczesz? Co on ci powiedział?
- Właśnie udowodniłeś mi jakim jesteś dupkiem. I kłamcą. Wymyśliłeś sobie to wszystko, co? Chciałeś mieć mnie tylko dla siebie? Przez ciebie Liam mi nie wybaczy. Jest na mnie wkurwiony. Myśli, że straciłam z tobą dziedzictwo. Wiesz co? Myślę, że możemy zakończyć naszą znajomość. Myślałam, że będzie można ci zaufać. Myliłam się. Liam jednak wiedział co mówił nazywając mnie naiwną.
Wstałam i odeszłam.
- To ty nie byłaś dziewicą? - Powiedział podchodząc do mnie.
- Aha. Więc tylko na tym ci zależy. Nie Conor, nie byłam. Ale nie chce mi się o tym gadać. Tym bardziej z tobą. Żegnaj. - Dokończyłam i skierowałam się w stronę kolejnego przystanku.
Po chwili Conor wrócił do szkoły.
 
* * *

Byłam już w domu. Dochodziła 14. Nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć. Conor skrzywdził mnie. Ja skrzywdziłam Liam'a. Nie wiem czy mi wybaczy, ale ja sobie na pewno nie.
- Nie chce mi się żyć. - Powiedziałam sama do siebie.
Moje policzki były mokre. Poszłam do łazienki. Spojrzałam w lustro. Cały makijaż rozpłynął się po mojej twarzy. Chwyciłam ręką małe pudełeczko, które stało na półce. Wyjęłam żyletkę. Oparłam się o ścianę i zsunęłam się po niej siadając na płytkach. Rozpakowana żyletka wypadła mi z rąk. Podczas podnoszenia pokaleczyłam sobie palce. W końcu gdy dobrze ją chwyciłam, zadałam sobie pierwsze rany na nadgarstku. Krew z mojej ręki kapała na płytki. Gdy zadałam sobie głębsze i porządniejsze cięcie ktoś zapukał do drzwi. Nie miałam siły wstać. Chyba traciłam przytomność. Pukanie ucichło. Po chwili ktoś biegł po schodach.


Przeczytałeś/łaś? - Skomentuj.
 
 
--------------------------------------------------------
 
 
Za 12 komentarzy wstawię kolejny rozdział. :)

Można komentować za pomocą: Konto Google, LiveJournal, WordPress, TypePad, AIM, OpenID, jak i anonimowo.