poniedziałek, 7 lipca 2014

Rozdział 11

*Następnego dnia*
*Oczami Jessici*

Obudziłam się. Leżałam u siebie we wczorajszych ciuchach.. Wzięłam świeżą bieliznę oraz ubrania i poszłam do łazienki. Trochę się przestraszyłam gdy spojrzałam w lustro. Włosy miałam w cały świat. Oczy czerwone i podpuchnięte, a pod jednym ogromny siniak. Wzięłam krótki prysznic, który trochę mnie rozprężył. Ubrałam się i zrobiłam delikatny makijaż. Skierowałam się do kuchni, zrobić sobie śniadanie. Na stole leżała karteczka. „Jesteśmy w mieście. Nie chciałyśmy cię budzić. W lodówce masz kanapki. Wrócimy po 12. :* xx” Włączyłam radio i wzięłam się za śniadanie. Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi. Bez wahania je otworzyłam. Na podwyższeniu stał Harry z wielkim bukietem róż.
- Cześć. Chciałbym… - Nie dokończył bo mu przerwałam.
- Wiesz co Harry. Nie myśl sobie, że jak kupisz wielki bukiet, pofatygujesz się do mnie i zrobisz słodkie oczka to ci wybaczę. Po za tym… Nie chce mi się z tobą gadać.
- Ale Jess... Kocham cię. Ja... – Odparł przytrzymując drzwi.
- Daj mi spokój. – Powiedziałam i trzasnęłam drzwiami.
Przez okno widziałam jak powoli odchodzi do swojego auta. W samochodzie schował twarz w dłonie i chyba płakał, bo wytarł policzek rękawem i odjechał. Odeszłam od okna i oparłam się o blat stołu. Po chwili spadło na niego kilka kropel łez, mających źródło w moich oczach.

*Kilka godzin później*

Siedziałam u siebie w pokoju. Cały czas myślałam o porannej sytuacji z Harry’m. Wtem do pokoju wbiegła moja siostra z małym szczeniaczkiem na rękach.
- Jess! Zobacz! Ubłagałam mamę! – Odparła siadając obok mnie.
Piesek biegał po łóżku.
- Jak się wabi? – Zapytałam.
- Hmm… Może Hatchi? - Odparła głaskając go po brzuchu.
- Ooo. Ślicznie… Wiesz co… Rano przyszedł do mnie Harry.
- I co?
- Kazałam mu iść. Cały czas zastanawiam się czy dobrze zrobiłam. – Powiedziałam chowając twarz w dłonie.
- Dobrze dobrze. Niech się chłopak trochę postara. – Odparła wstając z kanapy. - Musimy nakarmić Hatchi. Idziesz?
Wstała i z psem na rękach zbiegłyśmy na dół.

*Trzy tygodnie później*

Była trzecia nad ranem. Siedziałam skulona na łóżku i cały czas myślałam o Harrym. Ostatni raz widziałam go jak przyszedł tu z kwiatami. Żadnego telefonu. Nic. Nigdy nie czułam się tak samotna. Moje życie bez niego nie ma sensu. Im dłużej myślę nad ty wszystkim, mam coraz większą pewność, że to wszystko z mojej winy. Gdybym wtedy nie wyrzuciła go z domu, wszystko wyglądało by inaczej. Wtedy prowadziły mną emocje. A teraz… Bardzo tego żałuję. Nagle usłyszałam uderzenie, a mój wzrok powędrował w stronę okna. Po głowie chodziły mi różne myśli, Jednak stwierdziłam, że to po prostu jakieś omamy. Położyłam się, próbując zasnąć. Po chwili jednak z zewnątrz dobiegł taki sam dźwięk. Wstałam i otworzyłam okno. Na trawniku stał Harry z gitarą.
- Czego chcesz? - Krzyknęłam.
- Chciałem sprawdzić czy mogę jeszcze naprawić to co spieprzyłem. – Odparł spoglądając na mnie i przeczesując swoje włosy.
 Podparłam głowę na rękach i wpatrywałam się w niego z uśmiechem. Odchrząknął i zaczął grać. Jego miękki i zachrypnięty głos idealnie pasował do dźwięków wydawanych przez instrument. 

 If you’re pretending from the start like this,
With a tight grip, then my kiss
Can mend your broken heart
I might miss everything you said to me
And I can lend you broken parts
That might fit like this
And I will give you all my heart
So we can start it all over again?

Gdy do moich uszu dotarły ostatnie dźwięki, zamknęłam okno i szybko zbiegłam na dół. Otworzyłam drzwi na dwór. Przeniósł swój wzrok na mnie. Odłożył gitarę na ziemię. Podbiegłam i wskoczyłam na niego, splatając nogi za jego plecami. Mocno mnie objął tak samo jak ja jego. Wplotłam dłonie w jego włosy. Brakowało mi jego dotyku. Ciepła. Głosu.
- Już nigdy cię nie wypuszczę. – Odparł, a nasze usta złączyły się w pocałunku.
Gdy chciałam z niego zejść mocno mnie do siebie przytulił.
- Chyba coś powiedziałem?
Zaczęliśmy się śmiać. Powoli przykucnął po gitarę i po chwili weszliśmy do środka. Po cichu poszliśmy do mojego pokoju. Zamknął drzwi, a gitarę oparł o szafę. Położył mnie na łóżku i wisiał nade mną.
- Przepraszam. Za to w Miami. Przyrzekam, że już tego nie robię. Wypieprzyłem to zaraz po tym jak wyjechałaś.
Na samą myśl tych wydarzeń zrobiło mi się smutno. Czułam jak do oczu napływają łzy, a po chwili jedna z nich spływa po policzku.
- Nie płacz. Nie lubię patrzeć jak cierpisz.
- Harry, ja nie cierpię… To łzy szczęścia. - Złapałam go za kark i przyciągnęłam do siebie. Nasze usta ponownie złączyły się w pocałunku. - Kocham cię.
Zdjął koszulkę i oddał mi pocałunek. Ułożyłam dłonie na jego torsie.
- Chciałbym cię poczuć. – Odparł przygryzając wargę.
- Lepiej nie róbmy tego tu i teraz. Nikt nie wie, że tu jesteś.
Usiadł na moich udach i przeczesał włosy. Po chwili wstał, usiadł na fotelu i zajął się swoim telefonem.
 
 - Kurde, Harry. Zachowujesz się jak małe dziecko. Po prostu nie chce, żeby ktoś nas usłyszał. Jest dopiero czwarta rano. - Ani na moment nie oderwał wzroku od wyświetlacza. – Rób jak chcesz. Ja idę spać. – Odparłam i odwróciłam się w stronę ściany. Gdy złapałam już pierwszy sen, poczułam jak ciepłe ramiona chłopaka otulają mnie. Przywarł do mnie całym ciałem, a nogi splótł z moimi.
- Przepraszam. – Wydał z siebie cichy szept, a ciepłe powietrze z jego ust rozpłynęło się po moim policzku.
Po chwili zasnęliśmy.

*Rano*
*Oczami Cody’iego*

Byłem już pod domem Evansów. Na podjeździe stał ogromny, czarny Range Rover. Wyglądał mi na samochód Harry’ego, ale czego on tu chciał? Wszedłem do środka. W kuchni była Leyla.
- Cześć słonko.
- O! Witaj. – Odparła.
Objąłem ją w talii i pocałowałem w usta.
- Harry jest u Jessici? – Zapytałem.
- Jak… Przecież… Widziałabym jakby ktoś wchodził.
- Przed domem stoi jakieś auto. Wygląda mi na jego.
Niedowierzając podbiegła do okna.
- Kurde…
Pobiegła na górę. Cały czas dotrzymywałem jej towarzystwa. Otworzyła drzwi do pokoju dziewczyny.
- Jessica? Jessica! Przed domem stoi jakieś auto. – Powiedziała uniesionym głosem.
Jessica ledwo żywa usiadła na łóżku i przetarła oczy.
- Jakie auto? – Wymamrotała i przeczesała swoje włosy.
W tym samym czasie Harry, który nagle wynurzył się spod kołdry, położył głowę na jej udach i objął ją swoimi długimi rękoma.
- A więc już po wszystkim… Tak? – Zapytała zdezorientowana Leyla.
- Chyba tak. – Odparła Jessica, uśmiechając się do nas.
- Oke-ey. To nie będziemy wam przeszkadzać. – Odparła i zamknęła drzwi.
Przed pokojem staliśmy trochę niedowierzając w to co widzieliśmy.
- No cóż… Dowiemy się później. – Odparła i rzuciła mi uśmiech.
Złapałem ja za rękę i zeszliśmy na dół.

*Oczami Jessici*

Siedziałam na łóżku pogrążona w myślach. Harry wtulił się we mnie. Patrzyłam na niego. Był przesłodki jak spał. Zanurzyłam dłonie w jego bujnych lokach. Pojedyncze strączki włosów nakręcałam sobie na palce. Po kilku minutach Położyłam się, a ręce wsunęłam pod głowę.
- Dlaczego skończyłaś? To było bardzo przyjemne. – Odparł Harry.
Po chwili odwrócił się w moją stronę i położył głowę na moich piersiach.
- Jak mięciutko.
Zamknął oczy i uwidocznił dołeczki w policzkach uśmiechając się.
- Debil. – Odparłam i również zamknęłam oczy.
Znowu wypełniało mnie szczęście i radość. Znowu czułam, że moje życie jest coś warte. Że znowu żyję i że mam dla kogo.
 
 
Przeczytałeś/łaś? - Skomentuj.
 
 
-------------------------------------------------------------
 
 
Hej kochani. :* Moim zdaniem wszystko dzieje się trochę za szybko. Może dlatego, że nie miałam weny. Jednakże nadal mam nadzieję, że wam się podoba. :D Rozdział 12 za 10 komentarzy.

piątek, 4 lipca 2014

Rozdział 10

Witajcie. :D Chciałabym wam bardzo podziękować za 15 000 wyświetleń. Mam dla was rozdział w którym trochę się dzieje. Miłego czytania. :D


------------------------------------------------------------------


Staliśmy naprzeciwko siebie. Gdy pozbawił mnie koszulki, delikatnie całował moją szyję. W tym samym czasie rozpinałam jego jeansy. Gdyby nie bokserki, jego koleżka stałby na baczność. Potem on zajął się moimi spodenkami. Gdy byłam już w samej bieliźnie wciągnęłam go pod prysznic. Woda spływała po naszych ciałach. Z trudem udało mi się zdjąć jego mokry T’shirt. Nie przerywaliśmy pocałunków. Położył ręce na moich plecach. Chwilę później byłam już bez stanika. Swoje dłonie z karku przeniosłam na jego biodra. Delikatnie i powoli zdjęłam jego bokserki. Chwyciłam jego członek w rękę i wykonywałam rytmiczne ruchy w dół i w górę. Jego jęki były coraz głośniejsze. Ledwo udało mu się zdjąć moje majtki. Złapał moje ręce i przyciskając mnie do ściany swoim nagim i mokrym ciałem, uwięził je nad moją głową. Później uniósł mnie w górę. Oplotłam nogi wokół jego pasa. Zamiast penisa poczułam w sobie jego palce. Wykonywał nimi okrężne ruchy. Chwilę potem nasadził mnie na swoją męskość. Ponownie poczułam na swoich plecach zimną ścianę. Oparł swoje ręce zaraz nad moimi ramionami i wchodził we mnie. Swoimi paznokciami zrobiłam już niejedno draśniecie na jego plecach. Nasze jęki wypełniały całą kabinę. Oboje szczytowaliśmy. Po chwili Harry wyszedł ze mnie i oparł się o mnie przyciskając mnie jeszcze bardziej do ściany. Gdy odetchnęliśmy, wyszłam spod niego i nalałam na gąbkę trochę żelu pod prysznic. Cały czas podpierał się o ścianę więc powoli myłam jego plecy. Później odwdzięczył mi się tym samym. Po kąpieli wysuszyliśmy włosy, ubraliśmy piżamy i poszliśmy spać.

*Następnego dnia*

- Już nie śpisz? – Zapytałam Harry’ego który grzebał w swoim telefonie.
- Nie mogłem spać. Jakoś tak… - Odparł uśmiechając się.
Odłożył telefon i patrzył w sufit. Nerwowo ruszał nogami.
- Idę wziąć prysznic. – Odparłam przerywając ciszę.
Po tej informacji uspokoił się i odetchnął. Miałam wrażenie, że przeszkadza mu moja obecność.
Bez słowa wstałam i skierowałam się do łazienki. Po kilku minach zorientowałam się, że zapomniałam ubrań. Poszłam z powrotem do sypialni. Harry siedział ze strzykawką wbitą w przedramię. Odchylał głowę do tyłu, jakby przynosiło mu to ulgę.
- Harry, co ty robisz?
Zdezorientowany wyjął ją szybko i schował do małego pudełeczka.
- Stąd te blizny. Ale na co ci to? Co ci to daje? - Wstał i stanął przede mną. – Może to narkotyki, co? Tylko mi nie mów, że bierzesz takie świństwa.
- Po tym jak twój eks wbił mi nóż w brzuch, muszę to robić. - Wysyczał przez zęby i złapał mnie mocno za ramiona. - I to nie są narkotyki. Wiec nie rób ze mnie narkomana.
- Ale czemu nie powiedziałeś mi wcześniej?! Czego ty się wstydzisz?!
Zamiast odpowiedzi zrobił coś czego się nie spodziewałam. Uderzył mnie z całej siły. Zachwiałam się i upadłam na ziemię, o mały włos nie uderzając głową w szafkę. W oczach momentalnie miałam łzy, które po chwili płynęły po policzkach. Wstałam, pobiegłam do łazienki i zamknęłam drzwi na klucz. Usiadłam na podłodze i schowałam twarz w dłonie. Nie mogłam uwierzyć w to co mi zrobił. Po chwili wstałam i spojrzałam w lustro. Połowa mojej twarzy była czerwona, a pod okiem powoli pojawiał się siniec. Harry zmienił się w jakiegoś potwora. Nie mogę tu dłużej być. Pierwszy raz poczułam, że się go boję. Wróciłam do pokoju po ubrania. Cały czas płakałam. Chłopak znowu siedział na łóżku. Miał ręce zaciśnięte w pięści. Bałam się, że zaraz rzuci się na mnie. Ponownie byłam w łazience. Nie mogłam opanować łez. Tym razem gdy poszłam do pokoju, Harry siedział na łóżku i płakał. Nasze zapłakane oczy na moment się spotkały. Z moich oczu można było wyczytać wiele zapytań. "Dlaczego to zrobiłeś." "Jak mogłeś." Nie chciałam dłużej na niego patrzeć więc skierowałam się do szafy. Harry spuścił głowę.


Gdy pakowałam rzeczy do walizki, cały czas czułam na sobie jego wzrok.
- Co.. co robisz? Dlaczego się pakujesz? – Wydusił przez łzy.
- Harry… Nie mogę być z kimś przy kim nie czuje się bezpieczna.
- Ale Jess… Proszę. Nie będę już tego brał. Ja… Ja cię przepraszam. Zrobię wszystko tylko zostań ze mną.
Nic już nie mówiłam. Wrzuciłam jeszcze kosmetyczkę i zwróciłam się w stronę drzwi. W ostatnim momencie złapał mnie za nadgarstki i wpił się w moje usta. Oboje płakaliśmy.
- Jessica… Proszę… - Do oczu napłynęły mu kolejne łzy.
Mi zresztą też. Patrzyłam w jego zielone tęczówki. W końcu wyrwałam się z jego uścisku, otworzyłam drzwi i bez słowa zostawiłam go samego w pokoju. Po paru minutach byłam na lotnisku. Złapałam pierwszy lepszy samolot, który leciał do Londynu.

*Kilka godzin później*

 Obudził mnie głos stewardessy dochodzący z głośników: „Zbliżamy się do lądowania. Prosimy o zapięcie pasów.”
Przystosowałam się do poleceń i kwadrans później byliśmy już na ziemi. Oczy piekły mnie od łez. Poza tym i tak nie było lepiej. Cały czas myślałam o tym co zrobił mi Harry. Skrzywdził mnie bo nie spodziewałam się tego po nim, ale gdzieś w środku nadal tlił się płomień nadziei, że wszystko się ułoży i znów będziemy razem. Na samą myśl do oczu napłynęły świeże łzy. Do domu miałam kilka kilometrów, ale nie chciałam jechać taksówką. Nie chcę żeby ktoś widział, że płaczę. Nie chcę o tym nikomu mówić. Był bardzo mocny wiatr, ale jakoś udało mi się dotrzeć do domu. Weszłam do środka. Trzasnęłam drzwiami i pobiegłam do siebie. Schowałam głowę w poduszkę. Znowu nie mogłam się uspokoić. Wszystkie wspomnienia wróciły w jednej chwili.
- Jessica? Co ty tu robisz?
- Czemu płaczesz?
Mama i siostra zadawali mi tysiące pytań.
- To pewnie coś z Harrym. Zostawcie nas samych. – Odparł Cody.
Dziwnie jest się zwierzać chłopakowi, ale on był inny. Potrafił wysłuchać do samego końca i doradzić jak nikt inny. Usiadł obok mnie i położył swoją dłoń na moich plecach.
- Powiesz mi co się stało?
Momentalnie podniosłam się na rękach i usiadłam na łóżku.
- Jej. Co ci się tu stało? - Zapytał dotykając mojego policzka.
- Bo Harry on brał jakieś leki i… W Miami… Rano… On… Znowu je wziął… Zrobił się agresywny… Krzyczał na mnie… Szarpał mnie za ramiona… A potem… - Przerwałam wycierając łzę z policzka.
- Tak?
- Uderzył mnie…
- Jak to uderzył? Harry?! On… Przecież…
Cody nie dowierzał w to tak samo jak ja.
- Gdzie on teraz jest?
- Został w Miami.
- Kiedy wróci?
- Kurwa! Nie wiem! Nie chce go więcej widzieć, znać! – Odparłam i rozpłakałam się w poduszkę.
Cody wyszedł z pokoju.
- Nie wchodźcie. Musi pobyć sama. – Odparł zza ściany.
Była zupełna cisza. Byłam bardzo zmęczona. W końcu zasnęłam.

*Oczami Cody’iego*

 - Boję się o nią. – Odparła Leyla. – Może to nierealne, ale ona nadal go kocha.
Siedzieliśmy i bez przerwy zastanawialiśmy się co zrobić. Nagle zadzwonił mój telefon.
*Słucham.
**Cześć Cody. Tu Harry. – Jego głos się łamał. – Jesteś w domu?
*Nie. Siedzę u Leyli.
**Proszę cię. Powiedz, że jest tam Jessica. Chcę wiedzieć czy jest bezpieczna. Cały dzień próbowałem się do niej dodzwonić.
*Jest cała i zdrowa, ale nie jest z nią najlepiej. Dlaczego jej to zrobiłeś? Ona cię kocha…
**Wiem. Kurwa, wiem! Zawsze muszę wszystko spieprzyć. To przez te jebane zastrzyki. - Chyba płakał jeszcze bardziej. – Jutro do niej przyjadę. Muszę to wszystko naprawić. Nie potrafię bez niej żyć.
*Harry… Nie wiem czy to dobry pomysł. Ona… Ona powiedziała, ze nie chce cię znać.

*Oczami Harry’ego*

Pieprznąłem telefonem o ścianę. Rozbił się na drobne kawałeczki. Tak samo wygląda pewnie serce Jessici. Tylko, że serca nie da się kupić.


Przeczytałeś/łaś? - Skomentuj.


-------------------------------------------------------------


Mam nadzieję, że wam się podoba. Następny za 7 komentarzy. :D