środa, 22 stycznia 2014

Rozdział 11

- Liam? - Zapytałam niepewnie.
- Już nie śpisz? - Powiedział uśmiechając się.
- Liam!


Wtuliłam się w niego. Brakowało mi jego ciała. Przytulałam go tak mocno, że w pewnym momencie jęknął z bólu. Zapomniałam, że miał połamane żebra.
- Kocham cię. I dziękuję za wszystko. - Powiedziałam całując jego usta. - Proszę, zostań ze mną. Nie poradzę sobie bez ciebie. Jesteś dla mnie wszystkim.
- Nigdy cię nie zostawię.
Leżeliśmy tak chyba z pół godziny.
- Znowu uciekłeś?
- Nie. Poprosiłem, żeby wypuścili mnie wcześniej. Chciałem zrobić ci niespodziankę. Nie wytrzymałbym już tam ani dnia dłużej.
- Dziękuję. - Odparłam i wtuliłam się w niego.
Nareszcie miałam go obok siebie.

* * *

- Może zadzwonimy do Josh'a? - Zaproponowałam
- Nie ma sprawy. - Odparł i wykonał telefon.
- Hej Josh. Znajdziesz dzisiaj wolną chwilę? ... Okey, dobra. Do zobaczenia.
- I co?
- Jedziemy do Telford. Mamy być przed 13:00.
- Kurde już 12. Poczekaj tu na mnie. Idę się przebrać.
Wyjęłam z szafy pierwsze ciuchy, które wpadły mi w ręce i pobiegłam do łazienki. Wróciłam do pokoju. Liam grzebał w swoim telefonie.
- Mogę tak iść? - Zapytałam.

 
- O matko... Yyy.. Tak. - Podszedł do mnie. - Tobie jest ślicznie we wszystkim. - Odparł całując mnie. - Idziemy. Została nam niecała godzina.
Złapał mnie za rękę i wybiegliśmy z domu.
- Nie, nie, nie! - Wykrzyknął zdyszany, kiedy dobiegliśmy na przystanek.
Może wyjaśnię. Właśnie uciekł nam autobus. Staliśmy bezradnie na chodniku. Podeszłam bliżej drogi i wystawiłam rękę.
- Co ty robisz?
- Łapię autostop. Tylko to nam zostaje.
Stałam tam ze 20 minut. Przejechało już kilkadziesiąt aut, ale żadne nie raczyło się zatrzymać. W końcu na przystanek wjechała ciężarówka.
- W czymś pomóc? - Zapytał kierowca.
- Tak. Musimy jechać do Telford.
- Wsiadajcie. Będę tam przejeżdżał.
Wpakowaliśmy się do auta i odjechaliśmy. Bardzo miło nam się z nim rozmawiało. Nie opuszczał nas uśmiech.
- Dziękujemy bardzo. Uratował nam pan życie. - Odparł Liam, kiedy dojechaliśmy na miejsce.
- Nie ma za co. Bawcie się dobrze. - Powiedział po czym odjechał.
- Wiesz gdzie teraz iść?
- Chyba tak. - Powiedział Liam.
Poszliśmy w wybranym przez niego kierunku. Doszliśmy w jakieś 15 minut. Zadzwoniliśmy do drzwi.
- Siema. Co tak długo? - Zapytał Josh.
- Uciekł nam autobus. Przyjechaliśmy autostopem.
- Ahh.. No dobrze. Wejdźcie do środka.
- A jak tam ciocia?
- Dobrze. W przeciągu tygodnia mają ją wypisać. A ty Liam? Nie powinieneś być w szpitalu?
- Poprosiłem, żeby wypuścili mnie wcześniej. Musze być teraz z Jeff. Przeżywa ciężkie chwile. - Widział, że uśmiech zniknął z mojej twarzy. - To co robimy? - Objął mnie i puścił oczko.
- Chodźcie do garażu.
Poszliśmy za Josh'em. W pomieszczeniu była perkusja i kilka gitar. Widać było, że kocha muzykę. Usiadłam na kanapie, która stała naprzeciwko instrumentów. Josh usiadł przy bębnach a Li chwycił za gitarę. Zaczęli grać. Utwór, który wykonywali, szybko wpadł mi ucho. Było śmiesznie dopóki nie zaczęli grać wolnej piosenki. Liam do gry dodał wokal. To było coś pięknego. Łza szczęścia spłynęła po moim policzku. Liam wstał i nie przerywając gry usiadł obok mnie.
- I'm in love with you and all these little things. - Zaśpiewał kończąc tym samym piosenkę.
Odłożył gitarę i przytulił mnie. Odwzajemniłam jego przytulasa. Przerwał nam dźwięk dzwonka mojego telefonu.
- Tak?
W słuchawce odezwała się mama.
- Gdzie jesteś? Dlaczego nie ma cię w domu? - Zapytała poddenerwowana.
- U znajomych. A co? Nagle jestem ci potrzebna? Dopiero teraz sobie o mnie przypomniałaś?
- Nie pyskuj gówniaro. Za 10 minut widzę cię w domu! - Rzuciła i rozłączyła się.
Chwyciłam plecak i bez słowa wyszłam z domu.
- Jeff. Gdzie idziesz?
- Moja mamusia sobie przypomniała, że ma córkę. Musze iść do domu. Baw się dobrze.
- Poczekaj. Idę z tobą. - Powiedział wracając do domu.
Po chwili stał obok mnie. Przeszliśmy jakieś 8km. Udało nam się złapać transport. Przez całą drogę nie powiedziałam ani słowa. Byłam wkurzona. Dotarliśmy na miejsce.
- Dam znać później. - Powiedziałam obojętnie do Liam'a i poszłam w stronę drzwi.
- Jeff. - Zaczął łapiąc mnie za nadgarstek i przyciągając do siebie. - Pocałuj mnie. - Złapał mnie za szyję.
- Nie Liam. Na pewno nie tutaj. Moja mama wyjdzie z siebie jak zobaczy, że się... - Nie dokończyłam bo nasze usta złączyły się pocałunku.
- Pójdę z tobą. Wszystko jej wytłumaczę.
- Nie. Chcę żeby to była rozmowa w cztery oczy.
- Dobrze. Powodzenia.
- Dziękuję. - Odparłam i pożegnałam się z nim.
Weszłam do domu.
- Kto to był?! Czemu się całowaliście?!
- Liam. Mój chłopak.
- Nie pozwoliłam ci się z nikim spotykać!
- Nie będziesz mi wybierać znajomych. - Chciałam odpowiadać jak najspokojniej.
- Czy ty w ogóle widzisz jak on wygląda?! Nie będziesz chodziła z kimś kto ma tatuaże.
- Dla ciebie liczy się tylko wygląd zewnętrzy. Nie znasz go. Nie wiesz jaki jest na prawdę. Gdyby nie on już by mnie tu nie było. Został mi tylko on. Ja nie obchodzę cię ani trochę. Co z ciebie za matka.
Nie odpowiedziała. Zamiast tego uderzyła mnie. Za całej siły w policzek. Nie wierzyłam, że to się dzieje naprawdę. Moje oczy zaszły łzami. Chyba dopiero teraz dotarło do niej co zrobiła. Pobiegłam na górę.
- Jeff... Ja nie chciałam. - Usłyszałam z dołu.
Wbiegłam do pokoju. Trzasnęłam drzwiami i przekręciłam klucz. Zakryłam głowę poduszką. Nie mogłam opanować łez.


Przeczytałeś/łaś? - Skomentuj.
 
 
------------------------------------------------------------------------


Za 11 komentarzy wstawię kolejny rozdział. :)

Można komentować za pomocą: Konto Google, LiveJournal, WordPress, TypePad, AIM, OpenID, jak i anonimowo.