niedziela, 5 stycznia 2014

Rozdział 1

Moje oczy ujrzały chłopaka. Przystojnego, a nawet bardzo.
- Cześć. Pewnie mnie nie kojarzysz. Jestem Liam i służę tu jako ministrant. Widziałem cię jak wchodzisz i od tamtej pory nie mogłem oderwać od ciebie wzroku. Jesteś bardzo ładna.
Czułam, że się rumienię,
- Dziękuję.
- Mogę wiedzieć jak masz na imię?
- Oczywiście. Jestem Jeffrey, ale możesz mi mówić Jeff.
Cały czas patrzyliśmy na siebie. Miał brązowe oczy i równie piękny uśmiech. Widać, że zna się na modzie i ma swój styl. Na biały bezrękawnik zarzucił skórzaną kurtkę, a do tego szare spodnie i buty z tego samego materiału co wierzchnie nakrycie. Z myśli wyrwała mnie jego ręka, którą machał mi 10 centymetrów przed twarzą.
- Jesteś tu jeszcze? – Zapytał i uśmiechnął się.
- Tak, jeszcze tak. Przepraszam. Zamyśliłam się.
- Nie szkodzi. Może… pójdziemy się przejść?
- Oczywiście.
Wyszliśmy z kościoła. Liam zaczął o sobie opowiadać.
- Mieszkam tu od urodzenia. Ludzie są tu bardzo uprzejmi i zawsze służą pomocą. Widzisz… Gdyby mój los potoczył się inaczej, możliwe że byśmy teraz nie rozmawiali.
- Ale dlaczego?
- Nie byłoby mnie tu, na tym świecie. Urodziłem się prawie martwy. Moje nerki nie pracowały. Dostawałem kilkadziesiąt zastrzyków dziennie, aby utrzymać mnie przy życiu. Na szczęście im byłem starszy, z moim zdrowiem było coraz lepiej. Ale pojawiały się inne problemy. W szkole zawsze mnie dręczyli. Tata zapisał mnie na boks, abym nauczył się bronić. Trochę pomogło. Zaczynałem mieć coraz więcej przyjaciół, którzy niestety okazali się fałszywi. Na moje 16 urodziny zaprosiłem ich wszystkich. Nikt nie przyszedł. Z resztą teraz jest tak samo. W szkole często mnie nękają, ale olewam ich. To najlepszy sposób, żeby przestali ci dokuczać. Wystarczy zignorować i problem z głowy. A ty co powiesz? Nigdy wcześniej cię tu nie widziałem.
- Przeprowadziłam się tu jakieś dwa tygodnie temu z Miami.
- Z USA tutaj? Do takiego miasteczka?
- Tak. Moi rodzice Mają tu jakiś znajomych.
- I tylko dlatego?
- Nie, był jeszcze jeden powód, ale nie chce o tym mówić.
- Nie musisz. Przepraszam, że spytałem.
- Nic się nie stało.
- Masz jakieś rodzeństwo?
- Nie. Jestem jedynaczką, która może liczyć tylko na siebie. Moich rodziców wiecznie nie ma w domu. Jedyne stworzenia jakie mi towarzyszą to dwa żółwie.
- Masz żółwie? Kocham te zwierzęta. Będę mógł je zobaczyć?
- Tak oczywiście. O, właśnie doszliśmy.
- Więc tutaj mieszkasz?
- Mhm. - Spojrzałam na niego. Nie był zbyt pocieszony tą informacją. – Coś nie tak?
- Dwa domy stąd po drugiej stronie ulicy mieszka Conor. Chodzi do tej samej szkoły co ja w Birmingham. Obiekt pożądania wszystkich dziewczyn. Król królów. Nie zdał ze dwa razy. Spał już chyba z każdą. Kurwa! To on!
Akurat otworzyłam drzwi, kiedy Liam wpadł na mnie i po chwili leżałam na podłodze, a on na mnie.
- Bardzo cię przepraszam. Nic ci nie jest?
- Nie. Spoko. Dlaczego tak się go boisz?
- Kiedyś pobił chłopaka z mojej klasy do nieprzytomności. Trafił do szpitala i ledwo z tego wyszedł. Nie było jeszcze osoby która miałaby na tyle odwagi aby mu się postawić.
- To nie dziwię ci się. Chcesz się czegoś napić?
- Wystarczy woda.
Podałam mu szklankę i usiadłam przy stole. Podziękował uśmiechając się.
- Jeff?
- Tak?
- Mogę o coś zapytać? To trochę intymne. Jeśli nie chcesz, nie musisz odpowiadać.
- Okey.
- Uprawiałaś kiedyś seks?
Był bardzo bezpośredni. Znamy się może 2 godziny. – Pomyślałam. – Nie chciałam o tym gadać, ale dla świętego spokoju odpowiedziałam mu.
- N-nie.
- Czyli jesteś dziewicą?
- Można tak powiedzieć.
Ewidentnie widział, że posmutniałam, więc o nic już nie pytał.
Zapadła cisza. Wstałam od stołu i wyszłam z kuchni.
- Gdzie idziesz? – Zapytał zdziwiony.


Liam Payne

Conor Arkin


Przeczytałeś/łaś? - Skomentuj.
 
 
--------------------------------------------------------------


Za 10 komentarzy wstawię kolejny rozdział. :)

Można komentować za pomocą: Konto Google, LiveJournal, WordPress, TypePad, AIM, OpenID, jak i anonimowo.