poniedziałek, 7 lipca 2014

Rozdział 11

*Następnego dnia*
*Oczami Jessici*

Obudziłam się. Leżałam u siebie we wczorajszych ciuchach.. Wzięłam świeżą bieliznę oraz ubrania i poszłam do łazienki. Trochę się przestraszyłam gdy spojrzałam w lustro. Włosy miałam w cały świat. Oczy czerwone i podpuchnięte, a pod jednym ogromny siniak. Wzięłam krótki prysznic, który trochę mnie rozprężył. Ubrałam się i zrobiłam delikatny makijaż. Skierowałam się do kuchni, zrobić sobie śniadanie. Na stole leżała karteczka. „Jesteśmy w mieście. Nie chciałyśmy cię budzić. W lodówce masz kanapki. Wrócimy po 12. :* xx” Włączyłam radio i wzięłam się za śniadanie. Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi. Bez wahania je otworzyłam. Na podwyższeniu stał Harry z wielkim bukietem róż.
- Cześć. Chciałbym… - Nie dokończył bo mu przerwałam.
- Wiesz co Harry. Nie myśl sobie, że jak kupisz wielki bukiet, pofatygujesz się do mnie i zrobisz słodkie oczka to ci wybaczę. Po za tym… Nie chce mi się z tobą gadać.
- Ale Jess... Kocham cię. Ja... – Odparł przytrzymując drzwi.
- Daj mi spokój. – Powiedziałam i trzasnęłam drzwiami.
Przez okno widziałam jak powoli odchodzi do swojego auta. W samochodzie schował twarz w dłonie i chyba płakał, bo wytarł policzek rękawem i odjechał. Odeszłam od okna i oparłam się o blat stołu. Po chwili spadło na niego kilka kropel łez, mających źródło w moich oczach.

*Kilka godzin później*

Siedziałam u siebie w pokoju. Cały czas myślałam o porannej sytuacji z Harry’m. Wtem do pokoju wbiegła moja siostra z małym szczeniaczkiem na rękach.
- Jess! Zobacz! Ubłagałam mamę! – Odparła siadając obok mnie.
Piesek biegał po łóżku.
- Jak się wabi? – Zapytałam.
- Hmm… Może Hatchi? - Odparła głaskając go po brzuchu.
- Ooo. Ślicznie… Wiesz co… Rano przyszedł do mnie Harry.
- I co?
- Kazałam mu iść. Cały czas zastanawiam się czy dobrze zrobiłam. – Powiedziałam chowając twarz w dłonie.
- Dobrze dobrze. Niech się chłopak trochę postara. – Odparła wstając z kanapy. - Musimy nakarmić Hatchi. Idziesz?
Wstała i z psem na rękach zbiegłyśmy na dół.

*Trzy tygodnie później*

Była trzecia nad ranem. Siedziałam skulona na łóżku i cały czas myślałam o Harrym. Ostatni raz widziałam go jak przyszedł tu z kwiatami. Żadnego telefonu. Nic. Nigdy nie czułam się tak samotna. Moje życie bez niego nie ma sensu. Im dłużej myślę nad ty wszystkim, mam coraz większą pewność, że to wszystko z mojej winy. Gdybym wtedy nie wyrzuciła go z domu, wszystko wyglądało by inaczej. Wtedy prowadziły mną emocje. A teraz… Bardzo tego żałuję. Nagle usłyszałam uderzenie, a mój wzrok powędrował w stronę okna. Po głowie chodziły mi różne myśli, Jednak stwierdziłam, że to po prostu jakieś omamy. Położyłam się, próbując zasnąć. Po chwili jednak z zewnątrz dobiegł taki sam dźwięk. Wstałam i otworzyłam okno. Na trawniku stał Harry z gitarą.
- Czego chcesz? - Krzyknęłam.
- Chciałem sprawdzić czy mogę jeszcze naprawić to co spieprzyłem. – Odparł spoglądając na mnie i przeczesując swoje włosy.
 Podparłam głowę na rękach i wpatrywałam się w niego z uśmiechem. Odchrząknął i zaczął grać. Jego miękki i zachrypnięty głos idealnie pasował do dźwięków wydawanych przez instrument. 

 If you’re pretending from the start like this,
With a tight grip, then my kiss
Can mend your broken heart
I might miss everything you said to me
And I can lend you broken parts
That might fit like this
And I will give you all my heart
So we can start it all over again?

Gdy do moich uszu dotarły ostatnie dźwięki, zamknęłam okno i szybko zbiegłam na dół. Otworzyłam drzwi na dwór. Przeniósł swój wzrok na mnie. Odłożył gitarę na ziemię. Podbiegłam i wskoczyłam na niego, splatając nogi za jego plecami. Mocno mnie objął tak samo jak ja jego. Wplotłam dłonie w jego włosy. Brakowało mi jego dotyku. Ciepła. Głosu.
- Już nigdy cię nie wypuszczę. – Odparł, a nasze usta złączyły się w pocałunku.
Gdy chciałam z niego zejść mocno mnie do siebie przytulił.
- Chyba coś powiedziałem?
Zaczęliśmy się śmiać. Powoli przykucnął po gitarę i po chwili weszliśmy do środka. Po cichu poszliśmy do mojego pokoju. Zamknął drzwi, a gitarę oparł o szafę. Położył mnie na łóżku i wisiał nade mną.
- Przepraszam. Za to w Miami. Przyrzekam, że już tego nie robię. Wypieprzyłem to zaraz po tym jak wyjechałaś.
Na samą myśl tych wydarzeń zrobiło mi się smutno. Czułam jak do oczu napływają łzy, a po chwili jedna z nich spływa po policzku.
- Nie płacz. Nie lubię patrzeć jak cierpisz.
- Harry, ja nie cierpię… To łzy szczęścia. - Złapałam go za kark i przyciągnęłam do siebie. Nasze usta ponownie złączyły się w pocałunku. - Kocham cię.
Zdjął koszulkę i oddał mi pocałunek. Ułożyłam dłonie na jego torsie.
- Chciałbym cię poczuć. – Odparł przygryzając wargę.
- Lepiej nie róbmy tego tu i teraz. Nikt nie wie, że tu jesteś.
Usiadł na moich udach i przeczesał włosy. Po chwili wstał, usiadł na fotelu i zajął się swoim telefonem.
 
 - Kurde, Harry. Zachowujesz się jak małe dziecko. Po prostu nie chce, żeby ktoś nas usłyszał. Jest dopiero czwarta rano. - Ani na moment nie oderwał wzroku od wyświetlacza. – Rób jak chcesz. Ja idę spać. – Odparłam i odwróciłam się w stronę ściany. Gdy złapałam już pierwszy sen, poczułam jak ciepłe ramiona chłopaka otulają mnie. Przywarł do mnie całym ciałem, a nogi splótł z moimi.
- Przepraszam. – Wydał z siebie cichy szept, a ciepłe powietrze z jego ust rozpłynęło się po moim policzku.
Po chwili zasnęliśmy.

*Rano*
*Oczami Cody’iego*

Byłem już pod domem Evansów. Na podjeździe stał ogromny, czarny Range Rover. Wyglądał mi na samochód Harry’ego, ale czego on tu chciał? Wszedłem do środka. W kuchni była Leyla.
- Cześć słonko.
- O! Witaj. – Odparła.
Objąłem ją w talii i pocałowałem w usta.
- Harry jest u Jessici? – Zapytałem.
- Jak… Przecież… Widziałabym jakby ktoś wchodził.
- Przed domem stoi jakieś auto. Wygląda mi na jego.
Niedowierzając podbiegła do okna.
- Kurde…
Pobiegła na górę. Cały czas dotrzymywałem jej towarzystwa. Otworzyła drzwi do pokoju dziewczyny.
- Jessica? Jessica! Przed domem stoi jakieś auto. – Powiedziała uniesionym głosem.
Jessica ledwo żywa usiadła na łóżku i przetarła oczy.
- Jakie auto? – Wymamrotała i przeczesała swoje włosy.
W tym samym czasie Harry, który nagle wynurzył się spod kołdry, położył głowę na jej udach i objął ją swoimi długimi rękoma.
- A więc już po wszystkim… Tak? – Zapytała zdezorientowana Leyla.
- Chyba tak. – Odparła Jessica, uśmiechając się do nas.
- Oke-ey. To nie będziemy wam przeszkadzać. – Odparła i zamknęła drzwi.
Przed pokojem staliśmy trochę niedowierzając w to co widzieliśmy.
- No cóż… Dowiemy się później. – Odparła i rzuciła mi uśmiech.
Złapałem ja za rękę i zeszliśmy na dół.

*Oczami Jessici*

Siedziałam na łóżku pogrążona w myślach. Harry wtulił się we mnie. Patrzyłam na niego. Był przesłodki jak spał. Zanurzyłam dłonie w jego bujnych lokach. Pojedyncze strączki włosów nakręcałam sobie na palce. Po kilku minutach Położyłam się, a ręce wsunęłam pod głowę.
- Dlaczego skończyłaś? To było bardzo przyjemne. – Odparł Harry.
Po chwili odwrócił się w moją stronę i położył głowę na moich piersiach.
- Jak mięciutko.
Zamknął oczy i uwidocznił dołeczki w policzkach uśmiechając się.
- Debil. – Odparłam i również zamknęłam oczy.
Znowu wypełniało mnie szczęście i radość. Znowu czułam, że moje życie jest coś warte. Że znowu żyję i że mam dla kogo.
 
 
Przeczytałeś/łaś? - Skomentuj.
 
 
-------------------------------------------------------------
 
 
Hej kochani. :* Moim zdaniem wszystko dzieje się trochę za szybko. Może dlatego, że nie miałam weny. Jednakże nadal mam nadzieję, że wam się podoba. :D Rozdział 12 za 10 komentarzy.

piątek, 4 lipca 2014

Rozdział 10

Witajcie. :D Chciałabym wam bardzo podziękować za 15 000 wyświetleń. Mam dla was rozdział w którym trochę się dzieje. Miłego czytania. :D


------------------------------------------------------------------


Staliśmy naprzeciwko siebie. Gdy pozbawił mnie koszulki, delikatnie całował moją szyję. W tym samym czasie rozpinałam jego jeansy. Gdyby nie bokserki, jego koleżka stałby na baczność. Potem on zajął się moimi spodenkami. Gdy byłam już w samej bieliźnie wciągnęłam go pod prysznic. Woda spływała po naszych ciałach. Z trudem udało mi się zdjąć jego mokry T’shirt. Nie przerywaliśmy pocałunków. Położył ręce na moich plecach. Chwilę później byłam już bez stanika. Swoje dłonie z karku przeniosłam na jego biodra. Delikatnie i powoli zdjęłam jego bokserki. Chwyciłam jego członek w rękę i wykonywałam rytmiczne ruchy w dół i w górę. Jego jęki były coraz głośniejsze. Ledwo udało mu się zdjąć moje majtki. Złapał moje ręce i przyciskając mnie do ściany swoim nagim i mokrym ciałem, uwięził je nad moją głową. Później uniósł mnie w górę. Oplotłam nogi wokół jego pasa. Zamiast penisa poczułam w sobie jego palce. Wykonywał nimi okrężne ruchy. Chwilę potem nasadził mnie na swoją męskość. Ponownie poczułam na swoich plecach zimną ścianę. Oparł swoje ręce zaraz nad moimi ramionami i wchodził we mnie. Swoimi paznokciami zrobiłam już niejedno draśniecie na jego plecach. Nasze jęki wypełniały całą kabinę. Oboje szczytowaliśmy. Po chwili Harry wyszedł ze mnie i oparł się o mnie przyciskając mnie jeszcze bardziej do ściany. Gdy odetchnęliśmy, wyszłam spod niego i nalałam na gąbkę trochę żelu pod prysznic. Cały czas podpierał się o ścianę więc powoli myłam jego plecy. Później odwdzięczył mi się tym samym. Po kąpieli wysuszyliśmy włosy, ubraliśmy piżamy i poszliśmy spać.

*Następnego dnia*

- Już nie śpisz? – Zapytałam Harry’ego który grzebał w swoim telefonie.
- Nie mogłem spać. Jakoś tak… - Odparł uśmiechając się.
Odłożył telefon i patrzył w sufit. Nerwowo ruszał nogami.
- Idę wziąć prysznic. – Odparłam przerywając ciszę.
Po tej informacji uspokoił się i odetchnął. Miałam wrażenie, że przeszkadza mu moja obecność.
Bez słowa wstałam i skierowałam się do łazienki. Po kilku minach zorientowałam się, że zapomniałam ubrań. Poszłam z powrotem do sypialni. Harry siedział ze strzykawką wbitą w przedramię. Odchylał głowę do tyłu, jakby przynosiło mu to ulgę.
- Harry, co ty robisz?
Zdezorientowany wyjął ją szybko i schował do małego pudełeczka.
- Stąd te blizny. Ale na co ci to? Co ci to daje? - Wstał i stanął przede mną. – Może to narkotyki, co? Tylko mi nie mów, że bierzesz takie świństwa.
- Po tym jak twój eks wbił mi nóż w brzuch, muszę to robić. - Wysyczał przez zęby i złapał mnie mocno za ramiona. - I to nie są narkotyki. Wiec nie rób ze mnie narkomana.
- Ale czemu nie powiedziałeś mi wcześniej?! Czego ty się wstydzisz?!
Zamiast odpowiedzi zrobił coś czego się nie spodziewałam. Uderzył mnie z całej siły. Zachwiałam się i upadłam na ziemię, o mały włos nie uderzając głową w szafkę. W oczach momentalnie miałam łzy, które po chwili płynęły po policzkach. Wstałam, pobiegłam do łazienki i zamknęłam drzwi na klucz. Usiadłam na podłodze i schowałam twarz w dłonie. Nie mogłam uwierzyć w to co mi zrobił. Po chwili wstałam i spojrzałam w lustro. Połowa mojej twarzy była czerwona, a pod okiem powoli pojawiał się siniec. Harry zmienił się w jakiegoś potwora. Nie mogę tu dłużej być. Pierwszy raz poczułam, że się go boję. Wróciłam do pokoju po ubrania. Cały czas płakałam. Chłopak znowu siedział na łóżku. Miał ręce zaciśnięte w pięści. Bałam się, że zaraz rzuci się na mnie. Ponownie byłam w łazience. Nie mogłam opanować łez. Tym razem gdy poszłam do pokoju, Harry siedział na łóżku i płakał. Nasze zapłakane oczy na moment się spotkały. Z moich oczu można było wyczytać wiele zapytań. "Dlaczego to zrobiłeś." "Jak mogłeś." Nie chciałam dłużej na niego patrzeć więc skierowałam się do szafy. Harry spuścił głowę.


Gdy pakowałam rzeczy do walizki, cały czas czułam na sobie jego wzrok.
- Co.. co robisz? Dlaczego się pakujesz? – Wydusił przez łzy.
- Harry… Nie mogę być z kimś przy kim nie czuje się bezpieczna.
- Ale Jess… Proszę. Nie będę już tego brał. Ja… Ja cię przepraszam. Zrobię wszystko tylko zostań ze mną.
Nic już nie mówiłam. Wrzuciłam jeszcze kosmetyczkę i zwróciłam się w stronę drzwi. W ostatnim momencie złapał mnie za nadgarstki i wpił się w moje usta. Oboje płakaliśmy.
- Jessica… Proszę… - Do oczu napłynęły mu kolejne łzy.
Mi zresztą też. Patrzyłam w jego zielone tęczówki. W końcu wyrwałam się z jego uścisku, otworzyłam drzwi i bez słowa zostawiłam go samego w pokoju. Po paru minutach byłam na lotnisku. Złapałam pierwszy lepszy samolot, który leciał do Londynu.

*Kilka godzin później*

 Obudził mnie głos stewardessy dochodzący z głośników: „Zbliżamy się do lądowania. Prosimy o zapięcie pasów.”
Przystosowałam się do poleceń i kwadrans później byliśmy już na ziemi. Oczy piekły mnie od łez. Poza tym i tak nie było lepiej. Cały czas myślałam o tym co zrobił mi Harry. Skrzywdził mnie bo nie spodziewałam się tego po nim, ale gdzieś w środku nadal tlił się płomień nadziei, że wszystko się ułoży i znów będziemy razem. Na samą myśl do oczu napłynęły świeże łzy. Do domu miałam kilka kilometrów, ale nie chciałam jechać taksówką. Nie chcę żeby ktoś widział, że płaczę. Nie chcę o tym nikomu mówić. Był bardzo mocny wiatr, ale jakoś udało mi się dotrzeć do domu. Weszłam do środka. Trzasnęłam drzwiami i pobiegłam do siebie. Schowałam głowę w poduszkę. Znowu nie mogłam się uspokoić. Wszystkie wspomnienia wróciły w jednej chwili.
- Jessica? Co ty tu robisz?
- Czemu płaczesz?
Mama i siostra zadawali mi tysiące pytań.
- To pewnie coś z Harrym. Zostawcie nas samych. – Odparł Cody.
Dziwnie jest się zwierzać chłopakowi, ale on był inny. Potrafił wysłuchać do samego końca i doradzić jak nikt inny. Usiadł obok mnie i położył swoją dłoń na moich plecach.
- Powiesz mi co się stało?
Momentalnie podniosłam się na rękach i usiadłam na łóżku.
- Jej. Co ci się tu stało? - Zapytał dotykając mojego policzka.
- Bo Harry on brał jakieś leki i… W Miami… Rano… On… Znowu je wziął… Zrobił się agresywny… Krzyczał na mnie… Szarpał mnie za ramiona… A potem… - Przerwałam wycierając łzę z policzka.
- Tak?
- Uderzył mnie…
- Jak to uderzył? Harry?! On… Przecież…
Cody nie dowierzał w to tak samo jak ja.
- Gdzie on teraz jest?
- Został w Miami.
- Kiedy wróci?
- Kurwa! Nie wiem! Nie chce go więcej widzieć, znać! – Odparłam i rozpłakałam się w poduszkę.
Cody wyszedł z pokoju.
- Nie wchodźcie. Musi pobyć sama. – Odparł zza ściany.
Była zupełna cisza. Byłam bardzo zmęczona. W końcu zasnęłam.

*Oczami Cody’iego*

 - Boję się o nią. – Odparła Leyla. – Może to nierealne, ale ona nadal go kocha.
Siedzieliśmy i bez przerwy zastanawialiśmy się co zrobić. Nagle zadzwonił mój telefon.
*Słucham.
**Cześć Cody. Tu Harry. – Jego głos się łamał. – Jesteś w domu?
*Nie. Siedzę u Leyli.
**Proszę cię. Powiedz, że jest tam Jessica. Chcę wiedzieć czy jest bezpieczna. Cały dzień próbowałem się do niej dodzwonić.
*Jest cała i zdrowa, ale nie jest z nią najlepiej. Dlaczego jej to zrobiłeś? Ona cię kocha…
**Wiem. Kurwa, wiem! Zawsze muszę wszystko spieprzyć. To przez te jebane zastrzyki. - Chyba płakał jeszcze bardziej. – Jutro do niej przyjadę. Muszę to wszystko naprawić. Nie potrafię bez niej żyć.
*Harry… Nie wiem czy to dobry pomysł. Ona… Ona powiedziała, ze nie chce cię znać.

*Oczami Harry’ego*

Pieprznąłem telefonem o ścianę. Rozbił się na drobne kawałeczki. Tak samo wygląda pewnie serce Jessici. Tylko, że serca nie da się kupić.


Przeczytałeś/łaś? - Skomentuj.


-------------------------------------------------------------


Mam nadzieję, że wam się podoba. Następny za 7 komentarzy. :D

wtorek, 17 czerwca 2014

Rozdział 9

*Kilka godzin później*

 Obudziłam się. Uniosłam głowę z ramienia Harry’ego. Przez okno rozpościerał się piękny widok na Miami.


- Jej jak tu pięknie.
- Będziemy mieszkać w jednym z tych hoteli. Na samej górze. – Odparł Harry wskazując na jeden z wielu wieżowców.
- Dziękuję. – Odparłam i wtuliłam się w niego.
Nasz lot trwał jeszcze jakieś pół godziny. Później z lotniska udaliśmy się do hotelu. Pokój był wspaniały, a widoki jeszcze lepsze.

 
 Nigdy nie miałam okazji zaznać takich luksusów.
- To co, lecimy na plażę? – Zapytał siadając na łóżku.
- No nie wiem… Podaj mi jakiś argument. – Odparłam stając przed nim.
- Hmm… Dużo by wymieniać…
- To taki najważniejszy dla ciebie.
- Zobaczyć cię w stroju kąpielowym.
- Przecież widziałeś mnie już w bieliźnie. Nawet nagą.
- Wiem. Ale to nie było na pięknej, słonecznej plaży marzeń. Poza tym nie zdążyłem się nacieszyć tym cudownym widokiem.
Złapał mnie za uda i przyciągnął do siebie. Jego głowa była na wysokości mojego brzucha. Składał na nim delikatne pocaunki.
- Harry to łaskocze. – Odparłam chichocząc.
Pociągnął mnie do siebie sprawiając, że na niego poleciałam. Nasze usta złączyły się w pocałunku.
- To jak idziemy? – Powiedział po chwili.
- Tak, tylko muszę się przebrać. I tobie też radzę. Chyba nie chcesz świecić na plaży bokserkami z Calvina Kleina.
- No nie.
- No więc myk myk do łazienki. Ja przebiorę się tutaj.
Harry uśmiechnął się pod nosem i opuścił pomieszczenie. Gdy chciałam zdjąć stanik usłyszałam skrzypnięcie drzwi. Obejrzałam się za siebie. W małej szparce mignął mi Harry. Skierowałam się tam w spodenkach i staniku z odpiętymi ramiączkami. Chłopak siedział niewinnie na progu wanny i patrzył na mnie spode łba.
- Harry, wiesz, że nie lubię być podglądana.
- No wiem…
- To dlaczego to robisz?
Oparłam ręce na biodra i czekałam na odpowiedź.
- Bo ty jesteś taka… Nie potrafię tego opisać… Po prostu… - Wyglądał tak słodko jak się tłumaczył.
Usiadłam mu na kolanach. Patrzyliśmy sobie w oczy. Złapałam go za kark i wpiłam się w usta. Od razu uchylił wargi, więc nasze języki prowadziły walkę. Poczułam dłonie Harry’ego na moich plecach, które powoli podążały w dół. Wsunął je pod moje majtki i złapał za pośladki. Czułam jak jego erekcja napiera przez bokserki na moją kobiecość. Po chwili wziął ręce z mojej pupy i zaczął rozpinać moje spodenki, przerywając tym samym pocałunki. Trzęsły mu się ręce. Pewnie z podniecenia.
- Harry, mieliśmy iść na plaże.
- Wiem, ale plaża może poczekać.
- Ja też mogę poczekać. A nawet chcę. – Odparłam schodząc z niego. – Jak jesteś cierpliwy, to też poczekasz.
Puściłam do niego oczko i wyszłam z łazienki. Na strój kąpielowy założyłam T-shirt z przewidującego materiału i krótkie spodenki. Gdy byłam już gotowa z łazienki wyszedł Harry. Spojrzałam na niego, ale on szedł ze wzrokiem utkwionym w podłogę. Usiadł na łóżku.
- Teraz będziesz się na mnie gniewać?
Nie doczekałam się jednak odpowiedzi.
- Wiesz co? Przyjechałam tu po to, żeby spędzić z tobą miło ten czas na plaży albo w ciepłej wodzie oceanu. Ale ty od pierwszego dnia strzelasz fochy tylko dlatego, że nie chce się z tobą pieprzyć. Jeśli nie masz ochoty ze mną iść to zostań. – Powiedziałam.
Chwyciłam swoją torbę i bez wahania wyszłam z pokoju. Weszłam do windy i po chwili byłam już na dole. Plaża była kilka minut od hotelu, więc droga długo mi nie zajęła. Zdjęłam japonki i zanurzyłam stopy w gorącym, miękkim piasku. Szłam powoli aby nacieszyć się najsłynniejszą plażą na świecie. Rozłożyłam ręcznik, zdjęłam spodenki oraz koszulkę. Wyjęłam filtr i smarowałam nim swoje ciało. Gdy chciałam nabrać trochę balsamu nie mogłam znaleźć butelki. Obróciłam się za siebie i ujrzałam znane mi nogi.
- Pomogę ci. – Odparł Harry i uklęknął za mną.
Skierowałam głowę ponownie w stronę wody. Położył dłonie na moich łopatkach i robiąc kółka wcierał krem w moją skórę. Gdy skończył usiadł obok mnie. Kątem oka widziałam, że cały czas na mnie patrzył. Założyłam okulary, położyłam się i zamknęłam oczy. Promienie słońca muskały moje ciało. Gdy poczułam chłód na mojej twarzy, wywołany nieznajomego pochodzenia cieniem, otworzyłam oczy. Harry.
- Przepraszam cię. Zachowałem się jak debil. Twoje słowa trafiły we mnie od razu. – Zdjął moje okulary. - Wybaczysz mi? – Patrzył mi prosto w oczy.
 

- A mam inne wyjście? – Zapytałam uśmiechając się.
- Dziękuję.
Schylił się i pocałował mnie w usta. Położył się obok mnie i tak jak ja cieszył się słońcem. Leżeliśmy tak przez chwilę.
- Wstałabyś na moment?
- A w jakim celu?
- Wytrzepałbym ręcznik. Pełno tu piasku.
Zanim się obejrzałam Harry był już na nogach. Wstałam i podziwiałam widoki. Nagle Harry wziął mnie na ręce i zaczął biec w stronę wody.


 Najpierw sięgała mu do kostek potem do kolan, aż w końcu poziom wody był na wysokości jego klatki piersiowej.
- Harry proszę cię. Nie puszczaj mnie. Nie umiem pływać.
- Z przyjemnością cię nauczę. – Odparł i uwolnił swój uścisk.
Wpadłam do wody. Zanurzyłam się po samą głowę. Gdy znalazłam grunt pod nogami, wynurzyłam się. Harry stał przede mną i śmiał się.
- Nie wiedziałam, że nauka pływania polega na wrzucaniu do wody. – Odparłam i poszłam w stronę brzegu.

*Oczami Harry’ego*

 Odwróciłem się, aby ją zatrzymać. Jednak nigdzie jej nie widziałem. Zacząłem się niepokoić. Nagle coś pociągnęło mnie za nogi. Całkowicie zniknąłem pod wodą. Zauważyłem nogi Jessici. Odwdzięczyłem się tym samym i po chwili oboje byliśmy zanurzeni. Na chwilę szeroko się uśmiechnęła. Z jej ust wyleciało kilka bąbelków powietrza. Podpłynąłem do niej, otuliłem ją w talii i pocałowałem.


 Oplotła nogi wokół mojego pasa. Musieliśmy się wynurzyć bo brakowało nam powietrza. Postawiłem ją na piasku i wróciliśmy na plaże.

*Kilka godzin później*
*Oczami Jessici*

 Słońce chowało się już za horyzontem. Ludzi było coraz mniej. Już dawno zebraliśmy swoje rzeczy. Spacerowaliśmy blisko wody, która co chwile obmywała nam stopy. W pewnym momencie zauważyłam na przedramieniu chłopaka mnóstwo czerwonych kropeczek.
- Co ci się tu stało? – Zapytałam zaniepokojona.
- N-nic. Coś musiało mnie ugryźć. – Odparł i schował rękę.
Zachowywał się dziwnie, ale postanowiłam nie wnikać. Po kilkunastu minutach byliśmy w hotelu. Wyczerpana po całym dniu położyłam się na łóżku, a Harry obok mnie.
- Idę wziąć prysznic. – Powiedziałam i po chwili wstałam.
Harry złapał mnie za nadgarstek i obrócił w swoją stronę.
- Mogę iść z tobą?
Przygryzłam wargę i pociągnęłam go za rękę. Weszliśmy do łazienki. Zaczęłam zdejmować swoją bluzkę.
- Zostaw. Ja chcę to zrobić.
 
 
 
Przeczytałeś/łaś? - Skomentuj.
 
 
------------------------------------------------------------


Mam nadzieję, że rozdział wam się podoba. W kolejnym trochę będzie się działo. Rozdział 10 za 7 komentarzy. :D

środa, 4 czerwca 2014

Siema ludziska.! Mam prośbę. Wbijajcie na tego bloga. > > http://how-to-stole-my-heart.blogspot.com/ To blog mojej bardzo dobrej koleżanki. Pisze świetne fanfiction i bardzo prosi o waszą pomoc. Nie ignorujcie tego, bo będziecie żałować. Coraz rzadziej spotyka się tak świetne opowiadania jak te. Będę wam mega wdzięczna. ♥ ♥

Rozdział 8

*Oczami Harry’ego*

 - Harry!! – Usłyszałem krzyk zza ściany.
Powoli wstałem z łóżka i poszedłem do Jessici. Było bardzo ciemno. Nic nie widziałem. Wszedłem do pokoju. Nikogo nie widziałem.
- Jessica? Gdzie jesteś?
- Pod kołdrą.
Podszedłem do łóżka i uniosłem kołdrę.
- Co się stało? Czemu płaczesz? – Zapytałem wchodząc pod kołdrę i przykrywając nas.
- Miałam straszny sen. Coś mnie goniło i…
- Dobrze. Już po wszystkim. Nie płacz.
Przytuliłem ją do siebie.
- To moja wina. Mogłem zarezerwować bilety na inny film. Przepraszam.
Wtuliła się we mnie jeszcze bardziej.
- Mam z tobą zostać?
Pokiwała twierdząco głową. Położyłem się, a ona tuż obok mnie. Wtuliła głowę w moją klatkę piersiową i po chwili zasnęła.

*Następnego dnia*
*Oczami Jessici*

 Obudziłam się. Nigdzie nie było Harry’ego. Przeciągnęłam się i wstałam z łóżka. Piżamę przebrałam na świeżą bieliznę i zarzuciłam na to mój ulubiony przyduży T’shirt, który sięgał mi do połowy ud. Założyłam również za kolanówki i białe niskie Conversy. Wyszłam z pokoju. W kuchni słychać było jakieś szmery. Harry chyba robił śniadanie. Usiadłam na stole naprzeciwko niego. Sięgnął po talerz do szafki. Spojrzał na mnie. Zmierzył mnie z góry do dołu. Odłożył naczynie, które przed chwilą trzymał w dłoni. Oparł się na rękach o blat i spuścił głowę. Ja w tym czasie wzięłam do buzi garść orzeszków, które były w misce. Cały czas stał tyłem do mnie.
- Zjadłaś już? – Zapytał nagle.
- Ta-ak. A co… - Nie skończyłam bo wpił się w moje usta.
Całował bardzo namiętnie. Nasze języki prowadziły walkę. Położył ręce na moich pośladkach. Zdziwiony przerwał na moment.
- Nie masz spodenek?
- Yyy.. Nie?
- To dobrze. Szybciej się do ciebie dobiorę. – Odparł i uśmiechnął się przez pocałunek.
Domyśliłam się o co mu chodzi. Złapałam go za kark, a nogi oplotłam wokół jego pasa. Uniósł mnie i cały czas całując, zaniósł do swojego pokoju. Delikatnie położył mnie na łóżku. Zdjął koszulkę i wrócił do moich ust. Odchyliłam głowę. Teraz całował mnie po szyi. Podciągnął moją bluzkę. Podniosłam się na moment aby szybciej się jej pozbyć i ponownie opadłam na pościel. Całował mnie po brzuchu. Sprawiało mi to ogromna przyjemność. Gdy dotarł do bioder, chwycił w zęby gumkę od moich majtek i strzelił nią. Usiadł pomiędzy moimi nogami. Ściągał moje za kolanówki oraz trampki. Ja w tym czasie dobierałam się do jego paska. Szybko go wyjęłam i rzuciłam na podłogę. Rozpięłam również rozporek. Byłam już w samej bieliźnie. Harry wstał na moment i jednym ruchem zdjął spodnie. Znowu całował mnie w usta. Delikatnie położył się na mnie. Czułam rosnącą erekcję w jego bokserkach. Wsunął pode mnie swoje ręce. Wygięłam się delikatnie w łuk, aby umożliwić mu dostęp do zapięcia. Chwilę potem byłam już bez stanika. Pieścił moje piersi i delikatnie przygryzał sutki, sprawiając, że po chwili stwardniały. Wydawałam z siebie delikatne pojękiwania. Gdy wrócił do moich ust, nogami zsunęłam bokserki. Jego męskość była już gotowa. Chwyciłam jego członek w rękę aby zwiększyć doznania. Jęknął kilka razy. Puściłam go i położyłam ręce na jego łopatkach. Nawet nie zauważyłam kiedy zdjął ze mnie dolną część bielizny. Wisiał nade mną, jakby czekając na pozwolenie.
- Harry. Zrób to.
Założył prezerwatywę i wszedł we mnie. Jego koleżka był ogromny dlatego sprawiało mu to trudność. Czułam jak kończy moje dziewictwo. Może i ból był ogromny ale doznania górowały nad wszystkim. Wbijałam paznokcie w jego plecy. Jego męskość penetrowała moje wnętrze. Był coraz głębiej. Jęki wypełniały pokój. Doprowadził nas do orgazmu. Zrobił jeszcze kilka pchnięć i opadł obok mnie. Oddychaliśmy szybko i płytko.
- Byłaś zbyt kusząca, żebym mógł się oprzeć. – Odparł po chwili
- To było cudowne.
- Ty byłaś cudowna.
Leżeliśmy na wpół przykryci kołdrą. Harry bawił się moimi włosami. Palcami kreśliłam linie na jego tatuażach. Chłopak położył się na boku w moja stronę. Nasze nogi były poplątane. Poczułam jego męskość, która napierała na moje biodra. Zerkając pod kołdrę, spojrzałam się na niego. Chłopak bezradnie wzruszył ramionami i mocno mnie do siebie przytulił.
Wtem do pokoju wpadła Gemma.
- Harry! Zobacz! Lou przefar… - Przerwała gdy zobaczyła nas nagich.
Harry rzucił jej spojrzenie, z którym chyba nie chciałabym się spotkać. Dziewczyna odwróciła się na pięcie i wyszła z pokoju. Zaczęliśmy się śmiać.
- Koniec wolności. Kobitki zjechały do domu. – Odparł Harry. - Dobra, ubierzmy się. Chyba nie chcesz, żeby w odwiedziny wpadła jeszcze moja mama?
- O, nie nie. – Powiedziałam uśmiechając się.
Pochyliłam się nad nim i złożyłam pocałunek na jego ustach. Gdy się od niego odkleiłam, wstał z łóżka i założył bokserki.
- Podasz mi ubrania? – Zapytałam uśmiechając się najsłodziej jak umiałam.
- Nie mógłbym odmówić.
Ubrania porozrzucane były po całym pokoju, wiec trochę zajęło mu zbieranie ich.
- Proszę księżniczko. – Odparł podając mi je.
Ubierałam bieliznę, podczas gdy on zarzucił na siebie swoją koszulkę i wcisnął się w czarne rurki.
- Mam jeszcze jedną prośbę. – Odparłam gdy chciał już wychodzić z pokoju. - Przyniósłbyś mi spodenki? Leżą na czwartej półce od góry pod…
- Spoko. Jakoś znajdę. – Przerwał mi i wyszedł z pokoju.
Gdy go nie było ubrałam bluzkę oraz za kolanówki. Harry stanął w drzwiach, rzucił mi spodnie i zniknął za futryną.
- Harry? Gdzie Gemma i twoja mama?
- Na dole. A co?
- Nie nic. Tak tylko pytam.
Ubrałam szybko spodenki, zawiązałam trampki i po cichu wyszłam z pokoju. Zauważyłam chłopaka, który podążał na sam koniec korytarza. Biegłam w jego stronę, a gdy byłam tuż za nim wskoczyłam mu na barana.
- Jezu. Jessica. Nie strasz mnie.
Zdjął mnie ze swoich pleców i postawił pod ścianą.
- Nigdy więcej tak nie rób, bo…
- Bo? – Zapytałam nawilżając wargę, a następnie przygryzając ją.
Przewrócił swoimi zielonymi oczami. Jęknął cicho.
- Musisz tak robić? Wiesz jak to na mnie działa.
- Wiem. – Odparłam.
Wpiłam się w usta Harry’ego i przejechałam językiem po jego dolnej wardze. Otworzył delikatnie usta. Nasze języki toczyły przyjemną walkę.
- Ha-rry. – Wyjąkała jego mama kiedy weszła na piętro. - Śniadanie. Czekamy na was na dole. – Dokończyła po czym zeszła na dół.
- Idź do pokoju. Zaraz po ciebie przyjdę.
Odwróciłam się i skierowałam do pokoju. Gdy zniknęłam z korytarza, wszedł do pomieszczenia i zamknął drzwi na klucz. Położyłam się na łóżku. Po chwili do pokoju wszedł Harry.
- Możemy iść.
Chwyciłam jego rękę i zeszliśmy na dół.
- No wreszcie kochasie. Ile można czekać. – Odparła Gemma uśmiechając się.
Po śniadaniu pojechaliśmy do miasta. Zrobiliśmy zakupy.
- Mam dla ciebie niespodziankę. – Odparł gdy siedzieliśmy na jednej z kanap w centrum handlowym.
Do głowy przychodziło mi mnóstwo pomysłów. Chłopak wydobył z kieszeni swojej koszuli kopertę. Ręce mi się trzęsły. Delikatnie ją rozdarłam aby nie uszkodzić zawartości. W środku były bilety lotnicze do Miami.
- Boże Harry. Nawet nie wiesz jak się cieszę. Dziękuję. – Odparłam i zatopiłam się w jego uścisku.

~***~

*Oczami Jessici*

 - Na pewno wszystko zapakowałaś?
- Tak. Pytasz się już ósmy raz.
- Po prostu się martwię. Nigdy nie byłaś sama za granicą.
- Kiedyś musi być ten pierwszy raz. – Oparłam chichocząc.
Spojrzałam na nią.
- A właśnie. Ty i Harry już… No wiesz…
Na policzki wlał mi się rumieniec.
- Mamo!
- No co? Jestem ciekawa. Jak byłam w twoim wieku też odbyłam z mamą taką rozmowę.
- Ale na pewno nie w takich okolicznościach. Chyba nie zdążę ci opowiedzieć. Harry właśnie przyjechał.
- Czyli jednak…
- Ups. – Powiedziałam pod nosem.
Uśmiechnęła się.
- Dzień dobry. – Odparł Harry, który wszedł do domu.
- Oj dobry dobry. – Powiedziała moja mama.
Harry pytająco się na mnie spojrzał. Podeszłam do niego i wtuliłam się w jego klatkę piersiową.
- Co jej się stało?
- Wygadałam się o naszym pierwszym razie. Znaczy… W sumie to sama się domyśliła.
- Ahh… No dobrze. Gdzie masz walizki?
- Na górze.
Harry poszedł do mojego pokoju, a ja podeszłam do mamy.
- Trzymaj się. I daj znać jak będziecie na miejscu. Kocham cię.
- Ja ciebie też.
Pocałowała mnie w czoło i mocno przytuliła. Chłopak czekał już na mnie z torbami.
- Uważajcie na siebie.
- Pa.
- Do widzenia.
Wyszliśmy z domu. Gdy miałam już wsiadać do auta, odwróciłam się jeszcze w stronę domu i pomachałam mamie, która stała w oknie. Po chwili odjechaliśmy.



Przeczytałeś/łaś? - Skomentuj. :D
 
 
--------------------------------------------------------------
 
 
Hejka. :D O to kolejny rozdział. Mam nadzieję, że wam się spodoba, bo moim zdaniem jest trochę nudny. No ale oceńcie sami. Czekam na komentarze. Rozdział 9 za 6 kom. :)

czwartek, 15 maja 2014

Rozdział 7

- Jessica?
- Tak? – Usłyszałem jej miękki głos w słuchawce.
- Może wyszlibyśmy dzisiaj na miasto. Mam do załatwienia pewną sprawę.
- Okey. Aa… Jaką sprawę?
- Opowiem ci jak się spotkamy. Tylko mam małą prośbę. Weź ze sobą swoją siostrę.
- Ale po co?
- Dowiesz się jak się spotkamy. Widzimy się o 12:00 pod kinem.
- No dobrze. Pa.
- Pa, koteczku. Kocham cię.
Usłyszałem jej chichot, po czym rozłączyła się. Teraz jeszcze zadzwonić do Cody’ego.
- Siema. Co robisz w południe?
- W sumie to nic. A co?
- Może jakiś wypad na miasto?
- Bardzo chętnie. A o której?
- Przyjadę po ciebie. Będę za pół godziny.
- Ok. Do zobaczenia.
Rozłączyłem się i pobiegłem na górę się ubrać. Założyłem ulubione dżinsy oraz koszule.
- Jadę do miasta. Chcesz coś? – Zapytałem mamy kiedy stałem już w drzwiach.
- Nie. Uważaj na siebie. – Odparła.
Wsiadłem do auta i ruszyłem w stronę domu Cody’iego. Parę minut później byłem na miejscu. Chłopak stał już przed domem.
- Siemka. – Odparł gdy był już w środku. – A ogólnie to gdzie jedziemy?
- Do kina.
Spojrzałem na niego. Był pełen energii. Uśmiechnąłem się do siebie i wcisnąłem w podłogę pedał gazu. Pod kinem zaparkowałem samochód i weszliśmy do środka. Nigdzie nie widziałem Jessici. To dobrze. Usiedliśmy na kanapach.
- Czekamy na kogoś? – Zapytał.
- Tak. Ale to niespodzianka. – Odparłem rzucając mu uśmiech.
W wejściu do kina zauważyłem Jessicę z siostrą. Obie wyglądały nieziemsko. Czarne spodnie, krótkie T-shirty i skórzane kurtki. Cody zapatrzony był w ekran swojej komórki. Szturchnąłem go lekko, aby odkleił wzrok od telefonu.
- O kurwa. – Odparł gdy ujrzał dziewczyny.
- Chodź. – Pociągnąłem go za rękaw.
Podszedłem do Jessici i pocałowałem ją.
- Witaj piękna.
- Więc jaki jest ten twój plan? – Szepnęła mi do ucha.
- Będziemy ich swatać. Zobacz jak na siebie patrzą. – Odparłem.
- No dobra. To zaczynamy. – Powiedziała Jessica i podeszła do naszych towarzyszy. – Leyla to jest Cody. Cody poznaj Leylę.
- Cze-eść. - Odparł nieśmiało chłopak. - Ślicznie wyglądasz.
- Dzięki. – Leyla lekko się zarumieniła.
Złapałem Jessicę za rękę i poszliśmy na seans. Weszliśmy na samą górę bo tam były nasze miejsca. Zarezerwowałem dwie kanapy. Jessica usiadła ze mną, a Leyla z Cody’m.
- W ogóle co to za film? – Zapytała Jessica.
- Horror. – Odparłem.
- Zabiję cię Harry. Przecież wiesz, że się boję.
- Tak, wiem. Zawsze możesz wtulić się we mnie. A poza tym chciałem, żeby Leyla z Cody’m trochę się do siebie zbliżyli.
- I tak cię zabije. – Odparła odsuwając się ode mnie i zakładając nogę na nogę. *Strzeliła focha* Pod nosem widziałem jednak skromny uśmieszek.
- Oj nie umiesz się na mnie gniewać.
Przysunąłem się do niej i zacząłem ją gilgotać.
- Harry przestań.
- Przestanę jaka dostanę buziaka.
- Dobra, ale proszę cię przestań.
Usiadłem spokojnie obok. Zamknąłem oczy i zrobiłem dziubek. Poczułem jej usta może przez ułamek sekundy.
- Co to było? Buziaki w stylu Hessici wyglądają inaczej.
Wziąłem ją na kolana i przybliżyłem do siebie. Od razu przecisnąłem język do jej ust. Za każdym razem oddawała mój pocałunek. I to było cudowne. Na końcu chwyciła moją wargę w zęby i delikatnie pociągnęła w swoją stronę.
- Dziękuję. – Powiedziałem i pozwoliłem jej ze mnie zejść. Usiadła blisko mnie. Otuliłem ją swoim ramieniem. Cody z Leylą cały czas byli zajęci rozmową. To dobrze. O to właśnie chodziło. Film od samego początku był straszny. Jessica usiadła mi na kolanach i chowała głowę w moją koszulę. Cody z Leylą wyglądali podobnie. Po filmie zauważyłem, że nasi towarzysze trzymają się za rękę.
- Mój plan wypalił.
Jessica z początku nie wiedziała o co chodzi, dopóki nie ujrzała pary idącej obok nas.
- To co kochasie. Gdzie teraz?
Leyla trochę się speszyła i chciała puścić rękę Cody’ego, lecz ten ją powstrzymał.
- Może do galerii? Zjemy coś.
- Nie ma sprawy. Wsiadajcie. – Odparłem, po czym zapakowaliśmy się do auta.
Galeria była parę minut stąd, dlatego chwilę później byliśmy na parkingu. Spędziliśmy tam jakieś 3 godziny. Chodziliśmy po sklepach. Przy okazji kupiłem sobie parę nowych rzeczy. Wszyscy byli mega zadowoleni. Dostałem sms’a od mamy.
‘Idę na noc do Robina. Gemma jest u koleżanek. Mam nadzieję, że nie będziesz bał się spać sam. :* :D’
- Jessica, może chciałabyś u mnie nocować? Mam wolną chatę.
- Pewnie. Tylko musimy skoczyć do mnie po ubrania.
- Dla ciebie wszystko. – Powiedziałem całując ją w policzek.
Po obejściu całej galerii, odwiozłem Cody’iego do domu i pojechaliśmy do Jessici. Położyłem się na jej łóżku i nie spuszczałem z niej wzroku. Gdy sięgała po rzeczy z górnych półek, spod króciutkiej bluzeczki było widać czarny koronkowy stanik. Każdy ruch wykonywała jak najzgrabniej. Nic nie podniecało mnie tak bardzo jak ona. Jej ciało. Dotyk. Wszystko było idealne. Z wrażenia przygryzłem dolną wargę. Musiała to zauważyć bo rzuciła na mnie walizkę.
- Pomógłbyś mi a nie… - Odparła uśmiechając się.
- Nic nie poradzę, że tak na mnie działasz.
Zasypała mnie górą swoich ubrań. Trochę mi zajęło wykopanie się spod nich.
- Po co ci tyle tego? Jedziesz na jedną noc. No chyba, że zamierzasz się do mnie wprowadzić.
Zaczęliśmy się śmiać. Po 30 minutach była spakowana. Wrzuciłem jej walizki do bagażnika i pojechaliśmy do mnie.
- Poszukasz kluczy? Trochę tu brudno, więc nie będę stawiał walizek.
- A gdzie je masz?
- W którejś z kieszeni. Szukaj. – Uśmiechnąłem się.
Jessica stanęła przede mną i obejmując mnie wsadziła dłonie do tylnych kieszeni.
- W tylnych nie ma. Teraz przednie.
Włożyła rękę do prawej kieszeni.
- Dlaczego te spodnie są takie ciasne? Ja rozumiem, dziewczyny owszem. Ale chłopaki? Nie ugniatają cię tu i ówdzie? – Zapytała chichocząc.
- Może trochę. Tym bardziej z twoją ręką.
- Chyba coś mam. – Odparła wyciągając dłoń. – Chyba na pewno.
Wsadziła kluczyk do zamka i po chwili otworzyła drzwi. W końcu mogłem postawić walizki. Nie czułem rąk. Zamknąłem szybko drzwi i położyłem się na kanapie. Jessica zaczęła szarpać się z walizkami.
- Zostaw. Zaraz je zaniosę do pokoju. A teraz chodź do mnie.
Podeszła do kanapy i położyła się na mnie. Położyłem ręce na jej talii i przesuwałem je powoli w górę. Bawiłem się jej zapięciem od stanika. W pewnym momencie szarpnąłem za mocno i rozpiąłem go.
- Na większego debila trafić się nie dało.
Zaśmiała się, wstała ze mnie i sprawnie go zapięła. Ja również podniosłem się z kanapy i zaniosłem jej torby do pokoju.
- Chodź, rozpakujemy się.

*Oczami Jessici*

Weszliśmy do pomieszczenia. Pokój był ogromny. Wielkie łóżko i szafa. Był również balkon.
- Pomóc ci? – Zapytał.
- Tak. Podawaj mi rzeczy ja będę je układać.
Uklęknął przede mną i powoli podawał mi ubrania. Sama nie wiem po co tyle tego brałam. Gdy skończyliśmy przybliżył się do mnie. Przeniósł ciężar ciała do przodu, przewracając mnie. Miał głowę na wysokości moich bioder.
- Chętnie zobaczyłbym cię w samej bieliźnie. – Wyszeptał.
- Myślę, że już niedługo będziesz mógł. – Odparłam mu na co oblizał dolną wargę. Przysunął się do mojej głowy i pocałował w usta. Zatopiłam ręce w jego włosach. Po chwili leżeliśmy na łóżku.
- To co będziemy robić? – Zapytał gdy oderwał się ode mnie.
- No nie wiem. Może jakiś film? Tylko proszę cię. Nigdy więcej horror.
- Dobrze obiecuję. - Pocałował mnie w nos. – To co, idziemy?
- Idziemy.
Pomógł mi wstać i poszliśmy do salonu.

~***~

Biegłam leśną ścieżką. Igły kuły mnie w stopy. Nie mogłam się zatrzymać. Ktoś lub raczej coś biegło za mną. Obróciłam się, aby zobaczyć co to. Na moje nieszczęście potknęłam się o gałęź. Zapadła głucha cisza. Rozglądałam się we wszystkie strony. W pewnym momencie coś kapnęło mi na głowę. Spojrzałam w górę. Stała nade mną jakaś postać. Twarz zalana krwią. W niektórych miejscach nie było skóry. Patrzyło się na mnie pomimo tego, że nie miało oczu. Nie wiedziałam co robić. Gdy obróciłam się w drugą stronę…


Przeczytałeś/łaś? - Skomentuj. :D
 
 
-----------------------------------------------------------------


Tak wiem. Kolejny powiewający nudą rozdział. Kolejny za 7 komentarzy. Mogę wam zdradzić, że w następnym jest scena +18 . :)

wtorek, 13 maja 2014

Rozdział 6

Zaczęliśmy biec. Samochód był coraz bliżej. Nagle rozległy się strzały. Cody na chwilę został w tyle. Ktoś postrzelił go w rękę.
- Nie zatrzymuj się! – Krzyczał.
 Biegłam ile sił w nogach. Byłam jakieś 50 metrów od samochodu. Wtem poczułam ostry ból w łydce. Upadłam na ziemię. Zwijałam się z bólu. Dostałam w nogę. Krew kapała na żwir. Cody podbiegł do mnie. Po mimo postrzelonego ramienia wziął mnie na ręce i pobiegł dalej. Byliśmy już przy aucie. Szybko położył mnie na tylnej kanapie, wsiadł do przodu i odjechał z piskiem opon. Było słychać jeszcze kilka strzałów, ale po chwili ucichły.
- Masz. Obwiń sobie tym nogę. – Powiedział rzucając mi ręcznik.
Ból był okropny. Łzy mimowolnie popłynęły po policzkach.
- Nie płacz. Zaraz będziemy w szpitalu.
Wyginałam się z bólu, który rozchodził się po całym ciele. Słabo się czułam. W końcu auto się zatrzymało. Byliśmy pod szpitalem. Cody szybko wziął mnie na ręce i wbiegł do budynku. Biegł przed siebie do póki nie spotkał lekarza.
- Panie doktorze.
- Moja…
Spojrzałam na niego.
- …Przyjaciółka została postrzelona.
- Widzę, że pan też ma ranę. Proszę za mną.
Cody pobiegł za lekarzem, cały czas trzymając mnie na rękach.

*Oczami Harry’ego*

Gdzie ona może być? Od dwóch dni zadaję sobie to pytanie. Gdyby nie moja głupota, siedziała by tu teraz ze mną.
- A może… Sama już nie wiem. – Odparła mama Jessici, chowając twarz w dłonie. Od wczoraj siedzi ze mną i cierpi tak samo jak ja. Opowiedziałem jej wszystko od początku. Zrozumiała mnie i nie ma mi nic za złe. Na szczęście. Przez okno zauważyłem lekarza. Biegł po korytarzu. Zaraz za nim dwie pielęgniarki, a na końcu jakiś chłopak który trzymał na rękach ledwo przytomną dziewczynę. Widziałem jej twarz może przez sekundę. Była śliczna. Brązowe długie włosy. Jakbym ją już gdzieś widział. Zaraz, zaraz.
- Jessica! Tam! – Krzyknąłem do jej mamy.
- Gdzie?
- Pobiegli. W prawą stronę.
Pani Evans wybiegła z sali. Zostałem sam. Zastanawiałem się, czy to faktycznie była ona. Jej mama długo nie wracała. Moje podenerwowanie rosło. W końcu wróciła do sali.
- To ona? – Zapytałem zniecierpliwiony.
- Tak.
Odetchnąłem z ulgą.
- Co z nią?
- Została postrzelona w nogę.
- Kuźwa. Muszę tam iść.
- Zostań. I tak teraz cię nie wpuszczą. Poza tym to niegroźna rana. Szybko z tego wyjdzie.
- No dobrze. Grunt, że się znalazła.

~***~

Czekaliśmy już jakieś 2 godziny. W końcu lekarz wszedł do sali.
- Wszystko w jak najlepszej normie. Proszę się nie martwić.
- Za ile będzie można do niej iść? – Zapytałem.
- Za jakieś 30 minut. – Odparł i wyszedł z sali.
Pół godziny dłużyło mi się jaka jasna cholera.
- Idę do niej. Muszę jej wszystko wyjaśnić.
- Iść z tobą?
- Nie. Dam sobie radę. – Uśmiechnąłem się i wyszedłem z sali. Stanąłem pod drzwiami, wziąłem głęboki oddech i wszedłem do środka. Przy łóżku siedział chłopak, który ja tutaj przyniósł. Trzymaj jej rękę.
- Harry! – Krzyknęła i wyciągnęła ręce w moją stronę.
Pomimo rany była pełna życia. Podszedłem do niej i przytuliłem ją.
- Zostawię was samych. Będę czekać przed salą. – Odparł jej towarzysz i wyszedł z sali.
Usiadłem obok niej i przyłożyłem jej rękę do swoich ust, delikatnie ją całując.
- Widzę, że masz już kogoś, ale i tak chciałbym cię przeprosić. Kendall… Ona sama się do mnie przystawiła…
- Harry… Cody nie jest moim chłopakiem. Ja… Nadal kocham ciebie. Wybaczam ci wszystko. Tylko proszę. Zostań ze mną już na zawsze.
- Obiecuję.
Przyciągnęła mnie do siebie za rękę i pocałowała w usta. Oddałem jej pocałunek.
- To… Kim jest ten Cody?
- On mnie uratował. Po tym jak wkurzona wybiegłam ze szpitala, Dave mnie porwał.
- Jak to PORWAŁ?
- Jego kolesie naciągnęli mi na głowę worek i wsadzili do furgonetki. Byłam przywiązana do łóżka. Leżałam tam w samej bieliźnie. Cody już od samego początku chciał mnie stamtąd wyciągnąć. Miał zawsze nocny dyżur i dzisiaj uciekliśmy. W drodze do auta jego postrzelili w ramię, a mnie w nogę. - Łza spłynęła po jej policzku. – Gdyby nie on… - Spuściła głowę i schowała twarz w dłonie.
Płakała. Wszystkie wydarzenia wróciły w jednej chwili. Wstałem z łóżka i skierowałem się do drzwi.
- Gdzie idziesz? – Zapytała zapłakana.
Nie odpowiedziałem. Otworzyłem drzwi i wyszedłem na korytarz. Moje oczy dostrzegły Cody’iego. Siedział pod ścianą i trzymał się z ramię. Podszedłem do niego.
- Ty jesteś Cody prawda? – Zapytałem.
- Tak, tak to ja. A coś się stało? – Odparł podnosząc się z podłogi.
- Dziękuję. – Powiedziałem gdy stał już naprzeciwko mnie. - Dziękuję ci, bo gdyby nie ty… Straciłbym ją. Jest dla mnie wszystkim.
Przytuliłem go i wróciliśmy do Jessici. Po chwili przyszła również jej mama. Jessica wszystko jej opowiedziała.
- Mam znajomego w policji. Zaraz do niego zadzwonię. – Odparła i wyszła z sali. Przez szybę w drzwiach widzieliśmy, że wyciąga telefon. Rozmawiała jakieś 15 minut.
- Właśnie ich szukają. Kilka osób dzwoniło w ich sprawie. Jak tylko ich schwytają da mi znać.
Usiadła obok Jessici i kontynuowaliśmy rozmowę. Cody jedynie siedział pogrążony w swoich myślach.
- Stary, coś się stało? – Zapytałem odciągając go na bok.
- Nie, tylko po prostu Jessica… Ona jest wspaniała. Chciałbym Żeby była moją dziewczyną, ale nie chcę, nawet nie mam zamiaru ci jej odbierać. Widać, że jesteście szczęśliwi. – Odparł spuszczając głowę. – Jest śliczna.
- Cody. Nie masz co się smucić. Jessica ma siostrę.
Na jego twarz wrócił uśmiech. Usiedliśmy obok łóżka.
- O czym tam gadaliście? – Zapytała zaciekawiona Jessica.
- Nie ważne. Męskie sprawy. - Odparłem
Spojrzałem na Cody’iego i szturchając go w ramię, zaczęliśmy się śmiać.

 
Przeczytałeś/łaś? - Skomentuj. :D


---------------------------------------------------------


Nie ukrywam ale ten rozdział wyszedł nudny, dlatego następny wstawę za 5 komentarzy. :)

 

czwartek, 1 maja 2014

Rozdział 5

I oto jest. Miłego czytania. :D


----------------------------------------------------------------


Ocknęłam się. Nic nie widziałam. Miałam na głowie jakiś worek. Leżałam na czymś miękkim. Chyba łóżko. Nie mogłam ruszyć żadną z kończyn. Ręce i nogi miałam przywiązane do rogów mebla. Usta również zaklejone. Usłyszałam kroki, które po chwili ucichły. Na szyi poczułam coś metalowego. Coś co przy rozcinaniu worka o mały włos nie poharatało mi twarzy. Stał nade mną mężczyzna w kominiarce na twarzy. W drzwiach stał drugi. Ubrany dokładnie tak samo jak ten przy łóżku.
- Ocknęła się. Gdzie jest ten Gafe, czy jak mu tam było?
- Jest w drodze. Zaraz będzie.
Jaki Gafe? O co tu chodzi? Tych dwóch gości ani na moment nie spuszczało ze mnie wzroku. Dopiero wtedy zorientowałam się, że mam na sobie jedynie skąpą bieliznę. Ściany były brudne i szare. Kraty w oknach. Na ziemi potłuczone szkło. Leżałam spokojnie, bo moje szarpania i tak nic by nie dały. Po jakiś 15 minutach z korytarza dobiegł trzask drzwi.
- Gdzie ona jest? – Odezwał się znajomy głos.
Jeden z kolesiów wyszedł z pomieszczenia i po chwili wrócił z… Dave’m?! Zrobiłam wielkie oczy. Nie mogłam w to uwierzyć. Podszedł do łóżka i usiadł na nim. Szybkim ruchem odkleił taśmę z moich ust.
- Ciebie to już do reszty pojebało?! Wszyscy ci przeszkadzają. Urządzasz jakieś głupie przedstawienia. Człowieku, idź się leczyć! – Wykrzyczałam mu prosto w twarz.
Uderzył mnie w policzek i mocno złapał za szyję tak, że w pewnym momencie nie mogłam oddychać.
- Nie pyskuj, bo może się to dla ciebie źle skończyć.
- Może jeszcze powiesz, że mnie zgwałcisz?! Co?! – Odparłam gdy mnie puścił.
- Zobaczymy. – Odparł rzucając durny uśmieszek.
- Ty. Pilnuj jej. Jutro rano zmienisz się z Mat’em. – Zwrócił się do kolesia, który stał w drzwiach, po czym wyszedł.
Zacisnęłam oczy, wyciskając kilka łez. W pokoju zostałam jedynie ja i ten chłopak w kominiarce, który usiadł na krzesełku obok łóżka. Panowała totalna cisza. Leżałam z zamkniętymi oczami. Cały czas nie wierzyłam w to co się obecnie dzieje. Gdybym wtedy nie wyszła, nie byłoby mnie tu teraz. I nadal byłabym z Harry’m. Z myśli wyrwał mnie głos mojego towarzysza.
- Słuchaj… Nie chciałem się w to mieszać, ale sami mnie wciągnęli.
Spojrzałam na niego. Zdjął kominiarkę. Jego ciemne, prawie czarne włosy były w nieładzie. Miał ciemniejszą karnację. Siedział ze spuszczoną głową. Gdy ją podniósł spojrzał na mnie. Miał błękitne oczy. Dotknął mojej ręki. Chciałam ją cofnąć, ale była przywiązana.
- Nie bój się. Nie chcę cię skrzywdzić.
- Dlaczego mam ci wierzyć? – Zapytałam patrząc przed siebie.
Usiadł obok mnie i podwinął rękawy. Na nadgarstkach miał głębokie blizny.
- Kto ci to zrobił?
- Oni. Przez tydzień wisiałem pół metra nad ziemią przywiązany za ręce. Codziennie przychodzili i… - Przerwał na moment. Na jego spodnie spadła łza. - Biczowali mnie… - Schował twarz w dłonie. – Zaczęło się od tego jak przyłapali dziewczynę jednego z nich na całowaniu ze mną. Ja trafiłem tutaj a ona… Sam nie wiem co z nią zrobili. Po dwóch tygodniach pobytu tutaj postawili mi warunek. Jak wstąpię do ich społeczności uwolnią mnie, a jak nie… Zabiją. Mam nadzieję, że mi uwierzysz. Ja naprawdę chce wyciągnąć cię z tego całego burdelu. – Odparł patrząc mi w oczy.
- Jak chcesz to zrobić?
- Nie wiem, ale coś wymyślę. – Odparł wycierając łzę z policzka. – Jestem Cody.
- Jessica. – Powiedziałam posyłając mu uśmiech.
W korytarzu słychać było jakieś kroki, więc szybko wrócił na krzesełko i naciągnął kominiarkę.
- Przykryj ją i nakarm. Masz ja pilnować całą noc. – Odparł mężczyzna, który wszedł do pomieszczenia.
Zostawił torby i zamknął drzwi na klucz. Znowu byliśmy sami. Zdjął kominiarkę. Podniósł koc i torby, które stały przy ścianie. Wytrzepał koc ze szkła i przykrym mnie. Wszystko robił bardzo delikatnie i czule. Zajrzał na moment pod łóżko i wyjął zwój liny. Potem sięgnął po nóż. Nie miałam zielonego pojęcia co zamierza zrobić. On jednak odciął moją prawą rękę i nogę, aby było mi wygodniej. Pod plecy podłożył mi poduszkę. Uśmiechnął się i zrobił kanapki.
- Są przepyszne. Dziękuję. – Powiedziałam, gdy kończyłam jeść.
Odłożyłam talerz. Cody odstawił go na bok i spojrzał na mnie.
- Ubrudziłaś się. – Odparł sięgając po chusteczkę.
Pochylił się nade mną i skupiony wycierał kącik moich ust. Gdy skończył spojrzał w moje oczy. Podparł się na obu rękach. Zerkając na moje usta, oblizał dolną wargę. Powoli przybliżył się do mnie. Moje usta pragnęły jego. To dziwne bo znamy się dopiero godzinę. Musiało zaiskrzyć. Od samego początku coś mi się w nim spodobało. W końcu nasze usta się spotkały. Muskał delikatnie. Był bardzo nieśmiały. Bał się, że mam coś przeciwko. Przerwał pocałunki i spojrzał na mnie.
- Przepraszam. Nie powinienem. – Odparł spuszczając głowę.
Prawą ręką złapałam jego podbródek i uniosłam głowę do góry. Przejechałam ręką przez jego ramię, podążając do głowy i zatapiając dłoń w miękkich włosach. Dałam mu znak, że chce więcej. Nasze usta ponownie złączyły cię, tym razem w namiętnym pocałunku. Nie przerywając położył koc na brzegu łózka i usiadł na mnie w rozkroku. Języki toczyły walkę. Czułam ogarniające mnie podniecenie. Usłyszałam dźwięk rozkładanego noża. Przestraszyłam się, ale Cody wyjął go aby całkowicie mnie oswobodzić. Z pozycji siedzącej zjechałam lekko w dół, kładąc się na plecach. Oplotłam nogi wokół jego pasa, a rękoma złapałam za kark. Na moment przerwał i szybkim ruchem zdjął swoje spodnie. Całował mnie po brzuchu, szyi. Dotarł do ust. Delikatnie przygryzłam jego dolną wargę. Wsunął delikatnie ręce pod moje plecy, chcąc rozpiąć mi stanik.
- Cody… Przepraszam, ale ja nie mogę…
Gdzieś w środku uderzyła mnie tęsknota za Harry’m. Co jeśli to Dave podesłał Kendall, aby wypłoszyć mnie ze szpitala? Harry ma w sobie coś takiego, że nie ważne jak bardzo by cię skrzywdził i tak uczucie do niego nigdy całkowicie nie wygaśnie.
- To ja przepraszam. Nie powinienem w ogóle cię całować. – Powiedział i wstał ze mnie.
Gdy się ubrał przykrył mnie kocem.
- Powinieneś mnie przywiązać.
- Wiem, ale nie chcę tego robić. Nie potrafię…
- Cody… Chcesz, żeby nam coś zrobili? Zrób to, dla mnie. – Odparłam całując go delikatnie w usta.
Westchnął i sięgnął po linę. Zawiązał ją luźniej niż miałam poprzednio. Zapadła głucha cisza. Była tak męcząca, że po chwili zasnęłam.

*Następnego dnia*

 Obudziłam się. Pierwsze co usłyszałam to szepty i grzechot kluczy. W drzwiach stało dwóch kolesi w kominiarce. Jednym z nich był Cody. Poznałam go po oczach. Spojrzał na mnie i gdy ten drugi nie patrzył, puścił do mnie oczko. Uśmiechnęłam się i położyłam głowę na poduszce.
- Będę o 18:00. – Odparł Cody i zamknął drzwi na klucz. Facet, który został, usiadł na krześle i czytał gazetę. W przeciwieństwie do Cody’iego nie zdejmował kominiarki.
- Jesteś głodna? – Zapytał po chwili.
- Trochę.
Parę minut zajęło mu zrobienie kanapek. Również parę minut zajęło mi ich zjedzenie. Praktycznie przez cały dzień nic się nie działo. Panowała cisza. Ja rozpływałam się w myślach, a mój towarzysz w tym czasie przeczytał gazetę chyba z dziesięć razy. W końcu drzwi otworzyły się. Stał w nich Cody z dwoma torbami.
- Jestem. Możesz iść. Sprawiała problemy?
- Coś ty. Jakby jej tu nie było.
Po krótkiej wymianie zdań, znowu byłam sam na sam z Cody’m. Postawił torby na podłodze i zaczął grzebać po kieszeniach. Wyjął mały kluczyk.
- Co to jest? – Zapytałam.
- Kluczyk. Do drzwi.
- Jakich drzwi?
- Tych. – Odparł wskazując na jedyne do tego pomieszczenia wejście.
Wyjął z kieszeni również nóż i odciął liny od moich kończyn.
- Ubieraj się. – Odparł rzucając mi ubrania.
Krótkie spodenki, T-shirt i czarne glany. Cody w tym czasie próbował otworzyć drzwi. Gdy mu się już udało po cichu wyszliśmy z pomieszczenia. Szliśmy ciasnymi, krętymi korytarzami. W końcu doszliśmy do wyjścia. Było ciemno więc powoli szliśmy przy ścianie. Rudera była w jakimś lesie na lekkim wzniesieniu.
- Tam jest auto. Musimy się do niego dostać. – Oparł wskazując na samochód który stał jakieś 200 metrów od nas.
- Na trzy biegniemy. Gotowa?
- Tak.
- Raz. Dwa. TRZY!
Zaczęliśmy biec. Samochód był coraz bliżej. Nagle rozległy się strzały.
 
 
Przeczytałeś/łaś? - Skomentuj. :D
 
 
----------------------------------------------------------
 
 
Mam nadzieję, że wam się podoba. Za 10 komentarzy wstawię rozdział 6. Kocham was. :** :D

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Rozdział 4

I oto jest. Tak wiem. Długo nic nie dodawałam, ale mam wrażenie, że nikt tego nie czyta. Przy poprzednim opowiadaniu (o Liam'ie) komentarzy było dwa raz więcej i pojawiały się z dnia na dzień. Może po prostu tamto fanfiction było lepsze? Sama nie wiem. No ale cóż. Trzeba żyć dalej. Może jeszcze się rozkręci. Przy okazji wielkie dzięki za 12 tys. wyświetleń. W przeprosiny mam dla was 4 rozdział. Trochę dłuższy niż dotychczasowe. ENJOY. :D :**
 
 
----------------------------------------------------------
 
 
Jej błagania nic nie robiły. Prowadziły mną emocje. Podwinąłem rękawy i z całej siły uderzyłem go w twarz. Jednak był mały problem. Ich było pięciu, a ja jeden. Koleś w obcisłym T-shirt’cie złapał moje ręce i uwięził je za plecami. Odprowadzili mnie od szkoły. Widziałem Jessicę, która zakrywała twarz dłońmi. Z oczu wypłynęły jej łzy. Podeszła do niej Kendall ze swoimi przyjaciółkami. Po chwili zniknęła mi z oczu. Kolesie Dave’a wepchnęli mnie do jakiejś ciasnej uliczki.
- Teraz się z tobą rozprawimy. - Odparł jeden z nich zacierając ręce.
Nie zdążyłem się podnieść bo zaczęli mnie kopać po brzuchu i klatce piersiowej. Poczułem jak jeden z nich rozcina powoli moje spodnie, a następnie skórę znajdującą się pod nimi. Czułem jak krew sączy się ze świeżej rany. Obraz rozmazywał mi się coraz bardziej. W pewnym momencie poczułem jakby coś rozszarpywało mój brzuch. Ból rozchodził się po całym ciele.
- Zdychaj. I tak nikt cię nie znajdzie. - Rzucił Dave.
Usłyszałem ich śmiechy. Były coraz cichsze. Zostałem totalnie sam. Dotknąłem ręką w okolicach brzucha. Cała rękę miałem we krwi. Nie miałem na nic siły. Wiedziałem że już po mnie.

*Oczami Jessici*

 - Przestań pierdolić! – Krzyknęłam do Kendall. – Co mnie obchodzą twoje paznokcie!
Przecisnęłam się pomiędzy nimi i pobiegłam w stronę, w którą prowadzili Harry’ego. Zobaczyłam Dave’a z jego kolegami. Byli zadowoleni z siebie.
- Cześć Jess. Pewnie szukasz swojego pedałka. Tak mi przykro.
- Nienawidzę cię! – Wykrzyczałam mu prosto w twarz i pobiegłam dalej. Byłam roztrzęsiona. Zaglądałam w każdy zakątek. Każdą uliczkę. Jeden cały pozastawiany był koszami na śmieci. Zza jednego zauważyłam znajome buty. Podbiegłam tam i z całej siły odpychałam pojemniki. Na ziemi leżał Harry. Cały we krwi z ostrzem w brzuchu. Był nieprzytomny, o ile jeszcze żył.
- Harry, proszę obudź się! Harry! – Krzyczałam z całych sił.
Łzy z moich oczu kapały na beton. Wyjęłam z plecaka telefon i starałam się wezwać karetkę. Po 5 minutach była na miejscu. Ubłagałam lekarza, żeby z nim jechać. To były ostatnie momenty kiedy go widziałam. W szpitalu zabrali go na salę, w której bez przerwy walczyli o jego życie. Siedziałam na krzesełku i bez przerwy płakałam. Nie mogłam się powstrzymać. Po jakiś 2 godzinach wyszedł lekarz. Nie wyglądał na zadowolonego.
- Proszę powiedzieć, że on żyje. Proszę.
- Jak na razie serce pracuje, ale jego stan jest krytyczny. Przeprowadziliśmy już operację usunięcia noża i zszycia rany na udzie. Jednak stracił mnóstwo krwi. Jeśli w ciągu doby nie znajdziemy dawcy… Może nie przeżyć.
- Oddam całą krew. Byleby przeżył. Proszę, chcę być dawcą. Zrobię wszystko żeby go uratować.
- Nie wiemy czy może być pani dawną, ale proszę ze mną.
Pobrali mi krew. Wyniki były po 15 minutach. Moja krew była inna niż krew Harry’ego. Cały dzień spędziłam w szpitalu. Byłam załamana. Nie mogłam zrobić kompletnie nic.
- Jessica. Kochanie. Co ty tu robisz? – Usłyszałam głos mamy z końca korytarza.
Wstałam i mocno ją przytuliłam.
- Dlaczego płaczesz? O co chodzi?
- Harry zaraz umrze. Dave chciał go zabić.
- Kim jest Harry?
- Mój chłopak.
- Co z Dave’m? Nie jesteście już razem?
- Nienawidzę go! Przespał się z Kendall na imprezie urodzinowej. Harry stanął w moje obronie. Dzisiaj Dave go pobił. Mamo, boję się. Boję się, że go stracę. – Płakałam jeszcze bardziej.
- Dlaczego on umrze?
- Dave wbił mu nóż w brzuch. Stracił dużo krwi. Nie mogę być dawcą.
- Poczekaj tutaj. – Odparła o posadziła mnie na krzesełku.
Długo nie wracała. Byłam bardzo zmęczona. Zasnęłam opierając głowę o ścianę.

~***~

 Obudziłam się. Leżałam w łóżku. Swoim łóżku. Szybko wstałam i pobiegłam do kuchni.
- Co z Harry’m? Czemu nie jesteśmy w szpitalu?!
- Spokojnie. Doktor przed chwilą dzwonił, że moja krew się przyjęła. Przetoczyli ją wczoraj.
- Oddałaś swoją krew?
- Tak. Widzę, że ten chłopak dużo dla ciebie znaczy. Nie chciałam patrzeć jak cierpisz.
- Dziękuję. Kocham cię mamo. – Odparłam i mocną ją przytuliłam. Czułam jak po policzku spływa mi łza. Tym razem szczęścia.
- Jest już przytomny?
- Niestety nie, ale lekarz powiedział, że dzisiaj pod wieczór powinien się wybudzić.
- Kiedy do niego pojedziemy?
- Zjemy śniadanie i możemy jechać.
Jeszcze raz mocno ją uścisnęłam i pobiegłam się ubrać. Gdy wróciłam śniadanie było gotowe. Zjadłam najszybciej jak mogłam i pojechałyśmy do szpitala. Wbiegłam do sali, w której leżał Harry. Nie pytałam się lekarza o zgodę, ale chyba nie miał nic przeciwko. Usiadłam na krzesełku obok łóżka i złapałam go za rękę.
- Będę przy tobie już na zawsze. Obiecuję. – Z oka wypłynęła mi łza.
Siedziałam przy nim już jakąś godzinę. Mama w tym czasie rozmawiała z lekarzem. W pewnym momencie jedna z maszyn zaczęła piszczeć. Harry’ego zaczęło rzucać po łóżku. Lekarz natychmiast wbiegł do Sali.
- Proszę stąd wyjść. – Powiedział do mnie, a jedna z pielęgniarek zaprowadziła mnie do mamy. Zaczęłam płakać. Nie dopuszczałam myśli, że mogę go stracić. Lekarz sięgnął po defibrylator. Drugi wykonywał w tym czasie sztuczne oddychanie. Nie mogłam na to patrzeć. Schowałam głowę w ramię mamy.
Minęło jakieś 5 minut. Lekarz wyszedł z sali.
- Przykro mi, ale… - Przerwała mu pielęgniarka wołająca go z powrotem.
- Panie doktorze! Serce zaczęło pracować!
Wszyscy byli roztrzęsieni i zaskoczeni. Doktor obadał Harrye’go i ponownie do nas wrócił.
- Jednak nie jest mi przykro, chociaż jego stan nie jest do końca ustabilizowany. Będziemy go cały czas obserwować.
- Mogę do niego wejść? – Zapytałam cała zapłakana.
- Oczywiście.

*Kilka godzi później*

 - Ale mamo… Ja chcę z nim zostać. Kocham go, rozumiesz?
- Zamierzasz siedzieć tutaj całą noc?
- Tak. Przepraszam, będę mogła położyć obok Harrye’go? – Zapytałam zwracając się do pielęgniarki.
- Myślę, że tak. Proszę poczekać. Zapytam doktora. – Odparła po czym wyszła z sali.
- Doktor kazał zsunąć dwa łóżka. Chce aby pacjent miał trochę miejsca. Ma rany kłute brzucha, więc musi czuć się swobodnie. – Powiedziała po powrocie.
- To pa mamo. – Odparłam uśmiechając się i całując ją w policzek.
Weszłam do pomieszczenia. Gdy zsunęłyśmy łóżka położyłam się na jednym i przykryłam się kołdrą.
- Dobranoc. - powiedziała pielęgniarka gasząc światło.
Złapałam go za rękę i przeplotłam jego place z moimi. Wahałam się chwilę, ale po namyśle podniosłam się i pocałowałam go w usta. I tak nie jest niczego świadomy, bo leży nieprzytomny drugi dzień. Po chwili zasnęłam.

 *Następnego dnia*

Obudziłam się. Harry leżał w takiej samej pozycji jak wieczorem. Nasze dłonie cały czas były splecione. Położyłam się na brzuchu i podpierając głowę rękoma patrzyłam na niego. Był przesłodki, a tatuaże dodawały mu przebojowości. Leżał bez koszulki. Był delikatnie odkryty co sprawiało, że widać było tatuaże na klatce piersiowej o których kiedyś wspominał. Prawą ręką odchyliłam kołdrę. Oczom ukazał mi pięknie umięśniony tors chłopaka, oraz tatuaże które od dawna chciałam zobaczyć. Przybliżyłam się do niego i opuszkami palców przesuwałam po wzorach. Były cudowne. Spod bandaża na brzuchu wystawał motyl. Chyba największy jaki dotychczas widziałam.
- Przestań mnie podniecać dziewczyno. – Usłyszałam cichy szept. – Zaraz mi stanie. Już od dawna mam na ciebie ochotę, a pewnie przez najbliższy miesiąc nie będę mógł uprawiać seksu.
Spojrzałam na niego. Z początku myślałam, że to jakieś omamy, ale po chwili na jego twarzy ukazał się piękny szeroki uśmiech.
- Harry! – Krzyknęłam szczęśliwa i przytuliłam go.
Jęknął cicho. Z tego wszystkiego zapomniałam, że ma rany na całym ciele. Przybliżyłam się do jego twarzy i spojrzałam w jego piękne zielone oczy.
- Tęskniłem. – Odparł po chwili.
Wpiłam się jego czerwone usta. Jedną ręką podbierałam się o łóżko, a druga zatopiłam w jego bujnych brązowych lokach. Z przyjemnością odwzajemnił pocałunek, przeciskając język do moich ust. Całowaliśmy się chwilę. Do sali wszedł doktor, a odchrząkując poinformował nas o swojej obecności. Powoli oderwałam się od Harry’ego i odwróciłam się spoglądając niewinnie na lekarza.
- Widzę, że czuję się pan znacznie lepiej.
- Przy takim towarzystwie to nieuniknione. – Odparł Harry rozluźniając atmosferę.
Na twarzy lekarza pojawił się skromny uśmiech. Podszedł do Harry’ego i odkrył kołdrę aby go przebadać. W bokserkach chłopaka było niemałe wybrzuszenie. Lekarz spojrzał się na mnie pytająco. Wybuchłam śmiechem. Harry natomiast leżał spokojnie, a na jego policzki wlał się delikatny rumieniec.
- Myślę, że w przeciągu tygodnia powinniśmy pana wypisać. Rany goją się bardzo szybko. Jak widać wszystkie czynności w normie. – Odparł spoglądając na mnie.
Cicho zachichotałam, po czym lekarz zostawił nas samych.
- Wy faceci naprawdę nie umiecie tego kontrolować? – Zapytałam spoglądając na fragment kołdry pod którym znajduje się tyłek chłopaka.
- Hmm... Nie. – Odparł po namyśle ukazując ponownie białe zęby.
- Debil. – Powiedziałam całując go w usta.


*Następnego dnia*
*Oczami Harry’ego*

 - Idę na momencik do toalety. Zaraz wracam. – Odparła Jessica i wyszła z sali.
 Leżałem na łóżku i czekałem na dziewczynę. Nagle do mojej sali wpadła Kendall.
- Hej. Jestem Kendall, a ty to Harry prawda?
- Ta-ak. A po co tu przyszłaś?
- Bo ja chciałam cię przeprosić za to, że razem z dziewczynami się z ciebie śmiałam. Nie doceniłam cię. A taki chłopak jak ty to skarb. – Powiedziała kładąc dłoń na mojej klatce piersiowej.
- Sorry, ale co ty robisz?
Odsunąłem się od niej. Nie był to zbyt dobry pomysł bo zrobiłem miejsce na łóżku. Usiadła obok mnie. Wsunęła rękę pod kołdrę.
- Kendall, ogarnij się.
- Oh. Przestań. Wiem, że masz na to ochotę. A Jessicę sobie odpuść. Jest dla ciebie za nudna. – Odparła podążając ręką w stronę mojego krocza.
Gdy dotarła do celu wydałem z siebie ciche jęknięcie. Jej ruchy były coraz intensywniejsze. Oprócz tego próbowała mnie całować, ale odwracałem głowę w różne strony, byle by nasze usta się nie spotkały. Ona jednak złapała drugą ręką mój podbródek i wbiła się w moje usta. Wzięła moją dolną wargę w zęby. Po chwili czułem jak po brodzie spływa krew. Była tak napalona, że przegryzła moje usta. Zlizała strużkę krwi i wróciła do moich ust. Chciałem ją powstrzymać ale nie mogłem ruszyć moich obolałych rąk.

*Oczami Jessici*

Wyszłam z łazienki i wróciłam do Harry’ego.
- Harry?! Kendall?! Co wy robicie?!
Speszona dziewczyna odkleiła się od Harry’ego. Widziałam również jej rękę która jeszcze chwilę temu znajdowała się pod kołdrą na wysokości bioder chłopaka.
- Jessica… To nie tak. Ona tu przyszła… Proszę wysłuchaj mnie.
- Nie mam zamiaru słuchać twoich tłumaczeń! Myślałam, że jesteś inny. – Krzyknęłam i wybiegłam z sali. Do moich oczu napłynęły łzy, które po chwili spłynęły po policzkach. Nie mogłam uwierzyć w to co widziałam. Wkurzona ale i załamana wyszłam z budynku. Gdy miałam już wsiadać na rower, ktoś złapał mnie za ręce i uwięził je za plecami. Druga osoba zawiązała mi oczy i zasłoniła usta. Wsadzili mnie do jakiejś furgonetki. Chwile potem coś twardego uderzyło o moją głowę.
 

 
Przeczytałeś/łaś? - Skomentuj. :D
 
 
--------------------------------------------------------------


Mam nadzieję, że wam się podoba i że was nie zanudziłam, bo moim zdaniem ten rozdział wyszedł trochę nudnawy. Za 10 komentarzy wstawię piąty rozdział. :** :) Kocham was. :D

czwartek, 3 kwietnia 2014

Rysunek :)

Niedawno w Internecie pojawiło się selfie chłopaków.

 
Postanowiłam zrobić rysunek, inspirując się tym właśnie zdjęciem. Bardzo lubię rysować używając markerów, dlatego zrobiłam to właśnie tym sposobem. Oto efekt: 

 
Co myślicie? :)