piątek, 3 stycznia 2014

Prolog

Dziękuję wam za te 10, a nawet 11 komentarzy. Obiecałam więc wstawiam nowy rozdział. Mam nadzieję, że będzie się wam podobał.
 
 
-------------------------------------------------------------------------
 
 
Wolverhampton. Miasteczko gdzieś w Wielkiej Brytanii. Jestem tu jakieś dwa tygodnie. Przeprowadziliśmy się bo moi rodzice gdzieś niedaleko mają tu starych, dobrych znajomych, którzy tak jak my kiedyś mieszkali w LA. Właśnie – KIEDYŚ. Spędziłam tam jakieś pierwsze pięć lat swojego życia. Później przeprowadzaliśmy się dokładnie co trzy lata, najpierw do San Francisco, potem Denver, Phoenix, Nowy Jork i Miami, w którym mieszkaliśmy zaledwie półtora roku. Żadnych przyjaciół, chłopaka. Za każdym razem gdy zdążyłam się zaaklimatyzować, musieliśmy się przeprowadzić. W sumie to można powiedzieć, że rodziców też nie mam. Tata ciągle w jakiś delegacjach, podróżach. Mamy również nie ma całe dnie w domu. Ona w przeciwieństwie do mnie szybko łapie kontakt z innymi ludźmi, więc siedzi pewnie gdzieś u jednej z sąsiadek i pije herbatkę w ogrodzie. A ja? Mała Jeffrey, która jak dotychczas wszystkie dni w nowym domu spędziła gapiąc się w telewizor albo w terrarium, w którym dwa żółwie mają, mogę się założyć, lepsze życie ode mnie. One przynajmniej cały czas mieszkają w jednej „klatce”. Czasami czuję się jak koczownik, który nigdy nie zaznał ciepła domowego ogniska.
- Ja tak nie wyrobie. Pierdole to. Mam dosyć tego domu.
Wzięłam telefon, klucze i wyszłam z domu. Szłam ulicą, która wydawała mi się tu główną drogą. Jak na razie same domy. Pusto. Od czasu do czasu minął mnie jeden, może dwa samochody. Spojrzałam na telefon.
- Ahh. No tak. Dzisiaj jest niedziela i to jeszcze 10 rano. Pewnie wszyscy są w kościele.
Lubiłam tam chodzić. Nie ma na świecie dwóch takich samych świątyń. W każdym są inne malowidła, wygląd ołtarza, czy nawet ustawienie ławek. W końcu rzucił mi się w oczy ogromny, piękny kościół. Weszłam po cichu, żeby nie zwracać na siebie uwagi i stanęłam na końcu pod ścianą. Był stamtąd najlepszy widok na całe wnętrze. Po chwili msza się skończyła. Postanowiłam poczekać i nie pchać się do wyjścia. Usiadłam w ostatniej ławce, która była już pusta. Rozglądałam się. Malowidła na ścianach były piękne. To było dziwne ale czułam się tu bezpiecznie. Może i nawet bardziej niż w domu. Tu przynajmniej byli jacyś ludzie. Gdy wszyscy opuścili już budynek, skierowałam się do wyjścia. Miałam już przekraczać próg, kiedy ktoś chwycił mnie za ramię. Przestraszyłam się bo nie widziałam, żeby ktoś za mną szedł. Powoli odwróciłam się. Moje oczy ujrzały...
 
Jeffrey Morgan
 
 
Przeczytałeś/łaś? - Skomentuj.
 
 
------------------------------------------------------------------------


Za 5 komentarzy wstawię kolejny rozdział. :)

Można komentować za pomocą: Konto Google, LiveJournal, WordPress, TypePad, AIM, OpenID, jak i anonimowo.